Czuła akceptacja. Praktyka i medytacja wolności od kanonów piękna

Czy zastanawiałaś się kiedyś, co by się stało, gdybyśmy pozwoliły swojej dzikiej naturze wyrażać się swobodnie, nie zatrzymując się nad tym, jak z tym wyglądamy? Czy próbowałaś kiedyś oszacować, ile energii i ekscytującego doświadczenia hamuje w naszym życiu lęk przed fizyczną nieatrakcyjnością, tym, że coś nas szpeci i zostaniemy z tego powodu surowo ocenione?

Poniżej znajdziesz propozycję praktyki opartej na uważności, która może ci pomóc wypracować wolność od wewnętrznych i zewnętrznych przymusów związanych z wyglądem i atrakcyjnością.

Uwaga! Jeśli cierpisz z powodu traumy, szczególnie związanej z ciałem i jego obrazem, poniższe praktyki mogą okazać się dla ciebie mało pomocne, a nawet niewskazane. Problem z akceptacją swojego ciała może wymagać pracy terapeutycznej.

Które z tych punktów opisują ciebie?

  • Mój wygląd nie jest dla mnie źródłem lęku ani frustracji.
  • W pełni akceptuję siebie i swoje ciało, razem z jego cyklami, procesami i zmianami, z tym, jak zmienia się w czasie, z wiekiem czy pod wpływem macierzyństwa.
  • Mogę bez żadnej negatywnej myśli wstać i wyjść na ulicę w dowolnym momencie, bez obowiązkowej wizyty w łazience, aplikacji makijażu, starannego czesania i ogólnej „kontroli jakości”.
  • Nigdy nie miewam myśli, że gdybym była…. (szczuplejsza, wyższa, miała lepszą figurę, mniej zmarszczek, ładniejszą cerę, bielsze zęby, zgrabniejsze nogi itd.), to w moim życiu byłoby więcej… (radości, miłości, satysfakcji, dobrych relacji…).
  • Nie dostaję ataku paniki po przyjęciu zaproszenia na ślub czy inną uroczystość, bo „w niczym nie wyglądam dobrze”.

Jeśli pokiwałaś głową przy kilku z nich – nie musisz czytać dalej, bo ten tekst nie dotyczy ciebie, szczęściaro lub też świadoma, odważna kobieto 😊

Jeśli jednak trzy lub więcej z punktów nie dotyczy ciebie, zapraszam cię do małego eksperymentu czy też wyzwania. Może stanie się ono początkiem wyzwalania się od wewnętrznego przymusu spełniania szeregu kryteriów związanych z wyglądem i ciałem.

O tym, jak bardzo kobiety poddawane są trwającej całe życie presji bycia „wystarczająco” ładną, atrakcyjną, młodą itd. na szczęście mówi się już sporo. Książek o psychologicznych i społecznych aspektach tych okrutnych kulturowych nacisków napisano całe biblioteki. Przypomnijmy więc tylko krótko niektóre koszty życia pod tą presją.

JAK WPŁYWA NA NAS PRESJA ATRAKCYJNEGO WYGLĄDU

Koszt psychologiczny

Od dzieciństwa po starość cierpimy z powodu niskiego poczucia własnej wartości, nawet w okresie, który teoretycznie (według kultury opresji) powinien być apogeum kobiecego potencjału, gdzieś między szesnastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Ta idealizowana młodość jest dla większość kobiet okresem największej udręki psychicznej, rywalizacji i pościgu za nieosiągalnym ideałem, o co dbają skrupulatnie „przemysł urodowy” i mainstream medialny, przykręcając śrubę – poprzez media społecznościowe – poza granice wytrzymałości.

Koszt ekonomiczny

Nie ma górnej granicy „niezbędnych” wydatków na urodę i wygląd. Na każdym poziomie zamożności kobieta może mieć poczucie, że jej zasoby są niewystarczające, by osiągnąć wygląd, jakiego pragnie. W końcu zawsze znajdzie się ta czy inna celebrytka, która wydaje na siebie dziesiątki tysięcy dolarów tygodniowo… Przeglądając magazyny kobiece i ich zestawy przykazań kobiety dbającej o siebie oraz promowanych kosmetyków, można dość dokładnie policzyć, jak dużo POWINNA na siebie wydać przeciętna kobieta. Przedział wydatków na regularnie powtarzane zabiegi wellness i kosmetyczne oraz preparaty użytku codziennego zawiera się gdzieś pomiędzy dwoma a kilkoma tysiącami złotych miesięcznie. Oczywiście jest to zupełna abstrakcja dla rzeszy osób spoza grup uprzywilejowanych. I oczywiście oferta jest tak duża, że te wydatki mogą rosnąć w nieskończoność. Sky is not the limit.

Pomyślmy, na co można przeznaczyć 10–30 tysięcy złotych rocznie, których nie przeznaczy się na zabiegi i kosmetyki…

Koszt społeczny

Nadmierne skupienie na wyglądzie może przybrać rozmiar patologiczny i często tak się dzieje. Jeśli zdarza ci się uzależniać uczestnictwo w spotkaniach towarzyskich, na które masz ochotę, od tego, czy akurat wyglądasz „znośnie”, czy też masz opryszczkę, podkrążone oczy albo wysyp trądziku różowatego, jeśli unikasz sytuacji, w których mogłabyś poznać nowe osoby, bo uważasz, że jesteś za mało atrakcyjna – to wiedz, że twoje relacje ogromnie cierpią z powodu twojego skupienia na wyglądzie. Jak wiadomo, lęk związany z wyglądem jest też jednym z największych hamulców seksualności.

Koszt umysłowy i związany z rozwojem osobistym

Zadałam sobie kiedyś trud policzenia, ile czasu tygodniowo, miesięcznie i rocznie każda kobieta POWINNA poświęcać na dbanie o urodę. Kalkulację oparłam na artykule, który znalazłam w pewnym magazynie kobiecym przeznaczonym dla kobiet ambitnych i wykształconych. Artykuł miał być rodzajem ściągawki, co TRZEBA robić co rano, w trakcie dnia, po powrocie z pracy i wieczorem, co raz na trzy dni, co raz w tygodniu, co raz na dwa tygodnie itd.

Okazuje się, że średnio trzeba by było poświęcić na dbanie o urodę około dwóch godzin dziennie. Co daje 14 godzin tygodniowo, około 60 godzin miesięcznie, około 730 godzin rocznie (prawie miesiąc!). Na co można by było poświęcić tyle czasu? Na przykład na zapewnienie sobie dodatkowego dochodu, przeczytanie około 150 książek (ROCZNIE!), ukończenie semestru całkiem ambitnych studiów wyższych albo kilkunastu kursów online, opanowanie nowej umiejętności (wyobrażasz sobie, jakie efekty mogłabyś osiągnąć w dowolnej dziedzinie, trenując przez DWIE GODZINY DZIENNIE karate czy taniec, medytując, doskonaląc sztukę kaligrafii, majsterkując, rysując, pisząc itd…), a nawet, gdyby starczyło ci samozaparcia, zrobić doktorat. Zajęłoby ci to z osiem lat, ale dałoby się zrobić.

Pamiętam mój szok, kiedy sobie to uświadomiłam. Od tamtej pory ta świadomość towarzyszyła mi stale i stopniowo zaczęła wpływać na moje wybory związane z inwestowaniem czasu.

Koszt duchowy

Tak! Nadmierne skupienie na wyglądzie i opiniach innych osób może wynikać (lub prowadzić do?) postawy ekstremalnie indywidualistycznej, która blokuje połączenie z innymi ludźmi, przyrodą, światem zewnętrznym. W ekstremalnych przypadkach kobiety odmawiają same sobie pełnej ekspresji w obawie przed tym, że będą brzydko wyglądały na przykład płacząc, wyrażając gniew, szeroko się uśmiechając czy poruszając się spontanicznie. Nie wyobrażają sobie pójścia do lasu czy w góry, spocenia się i ubrudzenia. Stale myślą o tym, czy dobrze wyglądają. W epoce Instagrama i kompulsywnego pokazywania selfie ta presja wydaje się być większa niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedyś kobieta musiała WYGLĄDAĆ wtedy, kiedy szła między ludzi – a dziś stoi na straży swojego „wyjściowego” wyglądu nawet po przebiegnięciu maratonu, w środku dzikiej puszczy czy na turystycznym szlaku (obowiązkowe fotki kilka razy dziennie…). Czy to nie przerażające?

To dobry moment, by zastanowić się, czy jest nam z tym dobrze. Czy właśnie tego chcemy dla siebie i innych kobiet? Czy nie byłoby wspaniale OLAĆ te wymogi i wewnętrzne przymusy i zacząć robić swoje, po swojemu? Dbać o siebie, swoje zdrowie i kondycję, doświadczenia i wpływ na świat, nie pozwalać nierealistycznym kanonom i wymogom przysłaniać nam innych aspektów życia i mnóstwa fascynujących rzeczy, na które wiecznie brakuje nam czasu?

Wyobraź sobie, co mogłoby się stać, gdybyśmy przestały poświęcać tyle uwagi temu, jak wyglądamy i jak widzą nas inni. Może inni w ogóle mają to w nosie? A jeśli nawet nie mają, to my powinnyśmy mieć w nosie ich zdanie na nasz temat! Jakie możliwości uwolnimy w swoim życiu, gdy nieumyte włosy, spocona twarz i pryszcz na brodzie przestaną decydować o tym, dokąd idziemy, co i z kim robimy? Co się stanie, jeśli zadbamy w pierwszej kolejności o zdrowie fizyczne i psychiczne, relacje społeczne, dobrostan materialny i duchowy, a dbanie o wygląd podporządkujemy trosce o te aspekty, a nie odwrotnie? Co się stanie, jeśli pozwolimy swojej dzikiej naturze wyrażać się tak, jak tego potrzebuje, w ogóle nie zatrzymując się nad tym, czy nas to „szpeci”, czy nie? Jak wiele energii i ekscytującego doświadczenia hamuje w naszym życiu lęk przed fizyczną nieatrakcyjnością, jak dużą część wolności nam zabiera, rozlewając się na coraz nowe obszary życia? Czy nie byłoby wspaniale zapomnieć o nim i wyjść do świata bez tej bariery? Cieszyć się tańcem życia bez troski o to, czy tańczymy „ładnie”? Obcować z ludźmi w autentyczności, nie przez maski, iluzje i filtry?

Jeśli czujesz, że masz tu jakąś pracę do wykonania, to zapraszam cię do eksperymentu.

Zacznij od niepatrzenia w lustro (ani w soczewkę aparatu fotograficznego w telefonie) na przykład przez jeden cały dzień (wolny od pracy, jeśli twoja praca wymaga od ciebie określonego wyglądu).

Po prostu nie sprawdzaj, jak wyglądasz.

Jeśli poczujesz palącą potrzebę obejrzenia swojego odbicia, stań lub usiądź wygodnie, przymknij lub zamknij oczy, połóż dłonie na sercu (jeśli chcesz) i wykonaj dziesięć świadomych oddechów. Naturalnych, powolnych wdechów i wydechów. Skup się na powietrzu, które wnika do twojego ciała i z niego wychodzi. Dziesięć wdechów i wydechów.

Zanim otworzysz oczy i wrócisz do swoich zajęć, możesz położyć dłonie na swojej twarzy. Dotykając czoła, oczu i policzków, podbródka i szyi, mów sobie w myślach: „Kocham cię, jesteś piękna, jesteś silna, jesteś wolna, kocham cię”.

Potem możesz jeszcze raz położyć ręce na sercu, wykonać głęboki wdech i wydech, mówiąc sobie w myślach lub głośno „kocham cię”. 

Jeśli ta prosta praktyka przyniesie ci korzyść, na przykład pozwoli ci poczuć czułość dla siebie i swojego ciała, możesz ją rozwinąć.

(Uwaga: nie sięgaj samodzielnie po praktyki uważności, jeśli cierpisz z powodu traumy; niniejsza praktyka może być dla ciebie niewskazana. Jeśli pragniesz pracować w ten sposób, z praktykami uważności, potrzebujesz pomocy nauczyciela uważności, który jest kompetentny w dziedzinie trauma sensitive mindfulness).

Zapewnij sobie co najmniej pięć minut czasu. Połóż się wygodnie lub stań w naturalnej pozycji. Wykonaj dziesięć świadomych wdechów i wydechów; możesz je liczyć. Obserwuj, jak powietrze wchodzi do twojego ciała i z niego wychodzi.

Potem czule dotknij całymi dłońmi swojej twarzy: czoła, oczu i policzków, podbródka i szyi, mówiąc sobie w myślach: „Kocham cię, jesteś piękna, jesteś silna, jesteś wolna, kocham cię”.

Wykonaj dwa-trzy wdechy i wydechy, trzymając dłonie na czole, potem na oczach i policzkach, na podbródku i szyi.

Następnie jeszcze raz połóż ręce na sercu, wykonaj głęboki wdech i wydech, mówiąc sobie w myślach lub głośno „kocham cię”.

Potem kładź dłonie z czułością kolejno w różnych miejscach swojego ciała, oddychając głęboko i skupiając uwagę na oddechu. Z każdym wdechem poczuj, jak wpływa do twojego ciała czułość i akceptacja, z każdym wydechem poczuj tę energię w miejscu, którego akurat dotykają twoje dłonie.

Jeśli przy dotykaniu określonego miejsca pojawi się silna emocja, zauważ ją. Możesz zatrzymać się na dłuższą chwilę w tym miejscu i wdychać w nie czułość tak długo, jak tego potrzebujesz.

Przyjemne lub nieprzyjemne emocje mogą się pojawić, gdy dotkniesz z czułością swoich oczu, piersi, brzucha, ud, pośladków, ramion. Zauważ to i obejmij czułą uwagą to miejsce. Zapewne skumulowały się w nim różne twoje oczekiwania względem siebie albo frustracje, porównywanie z innymi, złość na ciało za to, że stawia opór zewnętrznym wymogom.

Możesz poczuć któryś organ wewnętrzny, na przykład żołądek, wątrobę, jelita, szczególnie jeśli od dawna toczysz wojnę z jedzeniem. Zauważ to i wdychaj czułość i akceptację w te miejsca.

Możesz mieć opory przed dotykaniem tych miejsc ciała, które uważasz za szczególnie nieatrakcyjne. Nie zmuszaj się do niczego, po prostu daj swojemu ciału tak dużo akceptacji i czułości przez dotyk, jak możesz w danej chwili.

Przy każdym wydechu możesz powtarzać, kierując się do danego miejsca w ciele: „Kocham cię, jesteś piękna, jesteś silna, jesteś wolna, kocham cię” lub inne słowa wyrażające akceptację i bezwarunkową miłość.

Kiedy zechcesz wrócić do swoich normalnych zajęć, otwórz oczy i daj sobie chwilkę, rozejrzyj się dookoła, podziękuj sobie za akceptację i czułość, jakie sobie właśnie okazałaś.

Możesz sięgać po tę praktykę tuż przed snem lub zaraz po przebudzeniu, jak również wtedy, gdy zechcesz uwolnić się od negatywnych myśli o twoim wyglądzie lub frustracji związanych z porównywaniem się z innymi ludźmi.

Druga osoba liczby pojedynczej nie jest tu przypadkowa – potraktuj siebie jak osobę, którą kochasz, drogą sercu przyjaciółkę lub ukochaną córkę. Początkowo możesz czuć się z tą formuła trochę sztucznie lub nieswojo, ale z czasem zapewne stwierdzisz, że w ten sposób można dać sobie samej wiele dobra.

Jeśli uda ci się przeżyć jeden dzień bez lustra (a także soczewki aparatu) i skupiania uwagi na wyglądzie, pójdź o krok dalej, szczególnie jeśli jesteś jedną z tych kobiet, które nie wyobrażają sobie wyjść „do ludzi” bez pełnego rynsztunku.

Którejś soboty lub niedzieli, po przebudzeniu, na przykład jeszcze leżąc w łóżku, wykonaj powyższą krótką praktykę czułości dla swojego ciała, a potem wstań, umyj się, ubierz, uczesz, koniecznie nie patrząc w lustro. I wyjdź na spacer, do sklepu, gdzie zechcesz. Nie myśląc o tym, jak wyglądasz i czy twoje ubranie jest adekwatne. Po prostu idź i zrób to, co chcesz lub potrzebujesz akurat zrobić. Być może zauważysz, że nikt na ciebie nie zwraca uwagi, bo też nikogo nie interesuje, jak wyglądasz i czy nałożyłaś przed wyjściem makijaż. Jesteś wolna, możesz być umalowana lub nie i nie musi to mieć żadnego wpływu na twoje samopoczucie. Jeśli poczujesz jakiś lęk lub dyskomfort związany z tą sytuacją, nie miej do siebie o to pretensji, tylko wykonaj kilka spokojnych, świadomych oddechów, powtarzając sobie w myśli: „Kocham się, taką, jaka jesteś. Jesteś sobą, jesteś wystarczająca. Jesteś wolna”.

Jeśli spodoba ci się uczucie wolności, jakie daje brak wewnętrznego przymusu wyglądania JAKOŚ, możesz uczynić z tego sposób życia: nie ograniczać się w tym, co robisz, z powodu tego, jak wyglądasz; w pełni swobodnie wybierać, czy i na co chcesz poświęcić swój czas i energię. Ubranie się w określony sposób, umalowanie twarzy czy zrobienie paznokci przestaną być koniecznością, a staną się możliwością, a może nawet źródłem przyjemności i odprężenia, jeśli nie będą kolidować z innymi, ważniejszymi dla ciebie sprawami i nie będą dla ciebie oznaką tego, że coś w tobie wymaga naprawy.

Powodzenia 😊 Życzę ci mnóstwa czułości dla siebie.

Blanka Łyszkowska