Kto jest winny zwiększaniu się liczby zaburzeń psychicznych u dzieci?

Taktyka straszenia

fragment książki

Jörga Mangolda (psychiatry dziecięcego i psychoterapeuty)

„My, rodzice, jesteśmy tylko ludźmi!”

Samowspółczucie – między tygrysem szablozębnym a smartfonem
Książka o samopomocy. Od neuronauki do życia rodzinnego

***

Znowu włącza się alarm: liczba zaburzeń psychicznych u dzieci wzrasta od wielu lat. Kiedy widzimy takie nagłówki, natychmiast wzdrygamy się z poczucia winy. I zadajemy sobie pytanie, co jest przyczyną tej sytuacji, jeśli nie my, rodzice?

To prawda, że każdego roku u coraz większej liczby dzieci diagnozuje się zaburzenia psychiczne. Aby naprawdę zrozumieć te liczby, musimy zadać sobie pytanie, czy wzrasta tylko liczba diagnoz, czy też większy odsetek wszystkich dzieci faktycznie cierpi na różne zaburzenia. Rosnąca liczba diagnoz może być również związana z efektem wzrostu wykrywalności – jeśli jutro w mieście pojawi się dziesięciu nowych strażników parkingowych, liczba mandatów za niewłaściwe parkowanie wzrośnie, ponieważ wystawionych zostanie więcej mandatów. Nie dowodzi to jednak, że więcej osób faktycznie parkuje nielegalnie.

Jeśli spojrzeć na dane z badań dotyczących dzieci w Niemczech, do roku 2000 nastąpił wzrost liczby zaburzeń psychicznych. Jednak od tego czasu odsetek dzieci z zaburzeniami pozostaje stały. Pacjentów jest coraz więcej, ponieważ zaburzenia u dzieci są coraz częściej diagnozowane i leczone.

Fakty te można interpretować na kilka sposobów:

  1. System opieki zdrowotnej przeznaczył więcej zasobów na leczenie zaburzeń psychicznych u dzieci, więc więcej dzieci może być badanych i leczonych.
  2. Wiele dzieci z wyraźnie zauważalnymi problemami wcześniej po prostu nie było leczonych, a teraz wreszcie otrzymują pomoc.
  3. Jako profesjonaliści z dziedzinie zdrowia psychicznego jesteśmy bardziej świadomi i dostrzegamy pewne zachowania jako bardziej problematyczne niż wcześniej. Ponadto poszerzyliśmy definicje tego, co jest uważane za odbiegające od normy u dzieci. Dlatego liczba osób objętych pomocą wzrasta.
  4. Być może ten wzrost jest również częściowo związany z tym, że jako rodzice staliśmy się o wiele bardziej niepewni siebie i częściej zlecamy badanie dzieci specjalistom, a oni „zawsze coś znajdują”. Oznacza to, że dziś częściej niż w przeszłości więcej dzieci klasyfikuje się jako wymagające leczenia.

Należy zauważyć, że ten trend jest widoczny również u dorosłych. Choroba psychiczna jest obecnie drugim najczęstszym powodem niezdolności do pracy! Wydaje się, że we współczesnym świecie wszyscy stają się chorzy psychicznie, nie tylko dzieci. To dobrze, że ludzie, którzy mają trudności z powodu zaburzeń psychicznych lub specjalnych potrzeb, otrzymują pomoc. Ale jednocześnie zwiększa to zakres tego, co specjaliści od zdrowia psychicznego definiują jako patologię.

Osobiście obawiam się, że wkroczyliśmy na ścieżkę, która wkrótce doprowadzi do tego, że ludzie „zdrowi” będą w mniejszości. Dzieci będą uczyć się, jak pięknie pisać, od terapeuty zajęciowego, jak mówić od logopedy i jak się zachowywać od psychiatry dzieci i młodzieży. O wiele trudniej jest dzieciom nie mieć żadnych nieprawidłowości. Oczywiście sprawia to, że my, rodzice, czujemy się niepewnie.

W skrócie:

  • Coraz częściej diagnozuje się choroby psychiczne u dzieci i dorosłych.
  • Coraz więcej zachowań uznawanych jest przez specjalistów za problematyczne.
  • Rodzicom coraz trudniej jest określić, co uważa się jeszcze za „normalne”.

Jaki kolor kieruje nami w świecie 3.0?

Bycie nowoczesnym i troskliwym rodzicem nie jest łatwe! Rodzicielskie mózgi są dobrze wyszkolone do tworzenia problemów w celu mentalnego opracowywania rozwiązań. Jesteśmy otoczeni przez konsultantów, którzy nas przerażają, i specjalistów, którzy wszędzie widzą coraz więcej dysfunkcji. A dodajmy do tego jeszcze naszą archaiczną nadopiekuńczość. Chcemy robić to najlepiej, jak umiemy, a przecież chcielibyśmy perfekcyjnie.

Często jesteśmy zdani na siebie, choć jak mówi przysłowie: potrzeba wioski, by wychować dziecko. Przez większość czasu nie mamy do pomocy nawet dalszej rodziny i działamy tylko we dwoje – a i to, jeśli mamy szczęście. W przeciwnym razie musimy radzić sobie sami. Czytamy więc książki, przygotowujemy się i stajemy się coraz bardziej niepewni. W miarę jak robimy się coraz bardziej niepewni, spotykamy ekspertów, którzy zawsze mają coś do powiedzenia i wykazują się czymś, co nazywam percepcyjną tendencyjnością w kierunku problematycznych zachowań.

Jednak na szczęście żyjemy w nowoczesnym świecie i w społeczeństwie opiekuńczym. Wyrażenie „państwo opiekuńcze” brzmi jak system zielony, troskliwe społeczeństwo, nieprawdaż? Z mojego punktu widzenia systemy motywacji i regulacji emocji w nowoczesnych krajach uprzemysłowionych rozkładają się następująco:

SYSTEM ALARMOWY

  • skoncentrowany na zagrożeniach
  • skoncentrowany na ochronie siebie
  • walka/ucieczka/znieruchomienie

SYSTEM KOJĄCY

  • skoncentrowany na więzi
  • bezpieczeństwo/życzliwość
  • opieka/zadowolenie

SYSTEM POPĘDU

  • skoncentrowany na popędzie/zasobach
  • skoncentrowany na nagrodzie
  • pragnienie/dążenie do celów
  • osiąganie/konsumowanie
  • zawsze wyżej/dalej/więcej
  • wzrost
  • zysk
  • rywalizacja
  • wygrywa silniejszy

 

Z pewnością wszyscy doceniamy wartość systemu zielonego. Pragniemy i kultywujemy go szczególnie w najbliższym otoczeniu, w relacjach z małżonkami, rodzinami i przyjaciółmi. Ale moim zdaniem postęp, wzrost i rywalizacja są niezaprzeczalnie siłami napędowymi naszego społeczeństwa. Nauczyliśmy się definiować siebie poprzez wydajność, aby posuwać się coraz dalej i wyżej. Gospodarka musi coraz bardziej się rozwijać. Rywalizacja czy też konkurencja stała się podstawową wartością. Chcemy mieć coraz więcej. Rosnąca konsumpcja jest siłą napędową. Wszystko to powoduje powstawanie złudnego przekonania, że życie musi mieć nieustannie tendencję wzrostową.

Kiedy jesteśmy młodzi, nie jesteśmy chorzy i nie odczuwamy żadnych szczególnych ograniczeń, łatwo nam ulec tej iluzji. W końcu chodzi o gromadzenie wiedzy, zdobywanie umiejętności, rozwój zawodowy, budowanie gniazda i założenie rodziny. Istnieje wszakże niebezpieczeństwo, że tę mentalność „bycia zawsze na bieżąco” przekażemy bezpośrednio naszym dzieciom.

Udowodniono, że procesy życiowe mają tendencję do odbywania się w cyklach. Przemijanie jest tego częścią – po okresach wzrostu następują okresy rozpadu. Zwykle jednak nie lubimy się tym zajmować. System niebieski jest już oczywiście tak napompowany, że wymyka się spod kontroli, a my nawet nie chcemy się do tego przyznać – pomimo globalnego ocieplenia, ogromnego, nadmiernego zużywania zasobów i kwestii sprawiedliwości dystrybutywnej na świecie.

 Wzrost, wzrost, wzrost –

 wyżej, dalej, szybciej, więcej!

Nieustannie ze sobą rywalizujemy, jesteśmy pod presją bycia lepszymi od innych. Zgodnie z mottem: proszę o tylko ponadprzeciętne lub wybitne wyniki!

Pierwotnie usiłowaliśmy po prostu mieć sucho, ciepło i mieć pełne brzuchy. Jednak coraz bardziej inteligentne mózgi sprawiają, że dążenia się potęgują i teraz już przesadzamy: jemy tak dużo, że chorujemy; czujemy się tak wygodnie, że zaczynamy chorować; zużywamy i wyrzucamy tak dużo, że nasza planeta choruje.

Zobacz więcej: