Medycyna upodmiotowienia
wstęp do wydania piątego
Kobiece ciało zostało tak zaprojektowane przez naszego stwórcę, aby być źródłem przyjemności, płodności, żywotności, siły i dobrego samopoczucia. Nasze ciała łączą nas z Księżycem, przypływami i porami roku. Są świątyniami, w których nasze dusze mieszkają i doświadczają życia na ziemi. Z największą siłą wpływają na nie nasze przekonania, co jest możliwe, a co nie; kultura, w której żyjemy i zachowania, które z nich obu wynikają. Wiara, że przeznaczeniem kobiety jest cierpienie i poświęcenie, ogromnie wpływa na dobrostan. Jeśli, z drugiej strony, hołubi się swoje ciało i dobrze o nie dba, będzie się miało narzędzia do tego, by zadbać o swoje zdrowie. Każda osoba może rozkwitnąć w swoim fizycznym ciele. Podejrzewałam, że tak jest, gdy pisałam pierwszą wersję książki Ciało kobiety, mądrość kobiety we wczesnych latach 90. Teraz, dekady później, udowodniłam, że tak jest, nie tylko swoim przykładem, ale też poprzez tysiące osób, na które miałam przywilej wywrzeć wpływ. Jest tak wiele badań, które udowadniają wagę jedności umysłu, ciała i ducha. Wiemy już, jak tę wiedzę aplikować do własnego życia i własnej troski o zdrowie.
My, ludzie, dotarliśmy na rozdroże, do punktu zwrotnego, w którym na całej planecie stare, niezrównoważone idee i zachowania rozpadają się. Wieść o tym, że hollywoodzki magnat Harvey Weinstein przez ponad trzydzieści lat molestował niezliczone kobiety, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie zaszokowało mnie takie nadużywanie swoich wpływów – przez dekady obserwowałam, jak podobne zdarzenia odbijały się na zdrowiu kobiet – ale to, że po raz pierwszy w moim życiu społeczeństwo nie stanęło po stronie wpływowego i bogatego przestępcy seksualnego. Nie zrobiły tego też media ani jego własna żona. To był dopiero początek wielkiej kulturowej przemiany, której fundamenty były budowane przez lata. Po aferze Weinsteina nieliczone kobiety i mężczyźni ujawnili własne historie seksualnej przemocy. Kariery wielu znanych i wpływowych mężczyzn – ikon naszych czasów – zostały złamane z dnia na dzień. Byłam oniemiała. Jak i dlaczego do tego doszło? Ponieważ kobiety zyskały wreszcie taką siłę – i tak same się wzmocniły – by podjąć ryzyko ujawnienia prawdy. I tylko rośniemy w siłę. Koło się obraca. Do podobnej zmiany musi dojść w obszarze opieki zdrowotnej.
Kiedy rozpoczynałam praktykę medyczną w latach 80., widziałam w kobiecych ciałach straszne konsekwencje przemocy i milczenia na jej temat. Odkryłam, że wiele częstych dolegliwości, jak zespół bólowy miednicy mniejszej, zgłaszają kobiety, które doświadczyły przemocy seksualnej. Moi koledzy machali na to ręką, uznając, że moje pacjentki są „szalone”, a do nich trafiają wyłącznie „normalne”. Uparłam się jednak przy tej prawdzie. Kosztowało mnie to niemało – podobnie jak zawsze kosztuje wszystkich, którzy decydują się mówić głośno, jak kosztuje to każdą osobę, która doświadczyła gwałtu i domaga się sprawiedliwości w świecie rządzonym według patriarchalnych zasad, według praw ojców, za których naruszenie zostaje się ukaranym.
To wszystko się jednak zmienia. I to szybko. Moje ówczesne odkrycie to dziś powszechny pogląd, mamy też wspierające go dane badawcze. Dawno temu Sonia Johnson, autorka książki From Housewife to Heretic, napisała: „Kobiety wzrastają na całym świecie niczym drożdżowe ciasto”. To ciasto rośnie teraz niezwykle szybko!
Obecny kryzys w służbie zdrowia jest tylko jednym z przykładów tego rozpadu – jestem z nim jednak doskonale zaznajomiona. Nie da się budować zdrowia tylko za pomocą leków, badań i zabiegów – podstawowych narzędzi współczesnej medycyny. Nie trzeba obawiać się rozpadu starego, ponieważ otwiera on przestrzeń dla nowych, bardziej zrównoważonych i zdrowszych systemów i koncepcji, które mogą powstać we wszystkich aspektach ludzkiego doświadczania na ziemi, łącznie z tym, jak radzimy sobie z doświadczaniem życia w kobiecym ciele.
W ciągu ostatnich czterech dekad moje doświadczenia jako lekarki ginekolożki-położniczki, młodej matki i kobiety w średnim wieku doprowadziły mnie do nowego, rewolucyjnego podejścia do zdrowia i dobrego samopoczucia kobiet, które potwierdza niezakłóconą jedność ciała, umysłu i ducha. Chociaż nie było to oczywiste dla głównego nurtu myślenia obowiązującego w środowisku medycznym, obecnie jest całkowicie jasne, że stan zdrowia kobiety podlega dużemu wpływowi kultury, w której żyje, jej pozycji społecznej, jej doświadczeń oraz codziennych myśli, przekonań i zachowań.
W kobiecym ciele można się dobrze czuć, zamiast po prostu czekać na wystąpienie choroby. Sprowadza się to do tego, że niezależnie od naszych indywidualnych okoliczności, przeszłości czy obecnych czasów każda z nas ma wewnętrzne wskazówki, do których może się dostroić, aby stworzyć doskonałe zdrowie – już teraz. To wewnętrzne przewodnictwo to nasz drugi duchowy (i energetyczny) system, który potrafi nadpisywać stan fizyczny i na niego wpływać. Jest wrodzoną inteligencją, która w nas działa. Możemy się nauczyć, jak do niej sięgać, aby kreować swoje zdrowie. To ta część nas, która może doprowadzić do spontanicznej remisji choroby. Rodzimy się z tym wewnętrznym przewodnictwem. Przychodzi ono w formie emocji i pragnień i prowadzi nas ku rzeczom (w tym myślom), które są dobre i nam służą, oraz chroni nas przed rzeczami, które są złe i nam szkodzą. Wpływa na nie nasza świadoma intencja, by być zdrową. To takie proste. Jesteśmy doskonale okablowane, by znaleźć miłość, radość, spełnienie i zdrowie. Chociaż zbyt często jako dzieci byłyśmy przekonywane do rezygnacji ze swoich pragnień, nauczyłam się, że możemy ufać uczuciom, które każą nam wstawać każdego ranka. Nasze pragnienia są drogą, którą uzdrawiająca siła życiowa przechodzi przez nas i odżywia nasze ciała. Są tym, co sprawia, że warto żyć. Stanowią nasze nadzieje i marzenia. I niezmiennie trzymają klucze do uzdrowienia nie tylko naszych ciał, ale całego życia.
Jako lekarka widywałam, jak nasze wewnętrzne przewodnictwo przychodzi również w postaci objawów i chorób ciała – szczególnie gdy żyjemy życiem pozbawionym przyjemności, radości i nadziei. Celem chorób jest powstrzymanie nas przed podążaniem utartym torem, sprawienie, byśmy odpoczęły i zwróciły uwagę z powrotem na rzeczy, które są naprawdę ważne i które nadają naszemu życiu znaczenie i radość – aspekty życia, które często odkładamy na później.
Wglądy wzmacniane przez dziesięciolecia praktyki medycznej oraz moje własne problemy zdrowotne zakwestionowały wszystko, czego nauczyłam się na temat stanu zdrowia kobiet w trakcie studiów i rezydentury. Przez lata stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że zespół napięcia przedmiesiączkowego (PMS), ból w obrębie miednicy, guzy włókniste, przewlekłe zapalenie pochwy, problemy z piersiami i skurcze miesiączkowe były powiązane z kontekstem życia danej kobiety i jej przekonaniami na temat samej siebie i tego, co wedle niej jest możliwe w jej życiu. Wszystkie te czynniki wiążą się z bardzo realnymi zmianami biochemicznymi w naszych komórkach. Rozpoznanie diety, sytuacji w pracy i w relacjach często dawało mi wskazówki co do źródła cierpienia danej kobiety – i, co ważniejsze, jakie kroki należy podjąć, aby to napięcie złagodzić. Z biegiem lat nauczyłam się doceniać myśli, przekonania i wzorce zachowań ukryte za stanem medycznym w sposób, który po prostu nie jest przedmiotem zainteresowania szkolenia medycznego. Te wglądy są brakującym ogniwem optymalnego zdrowia na wszystkich poziomach.
Rozwinęłam większą wrażliwość na te wzorce zdrowia i choroby, doszłam więc do wniosku, że bez przyjrzenia się wszystkim aspektom naszego życia i – aby móc je zmienić – bez dostępu do naszej mocy poprawa nawyków i samej diety nie wystarczy, aby trwale uleczyć obecne od dawna okoliczności wyjściowe. Pracowałam z wieloma kobietami, których chorób nie można było po prostu przypisać temu, co jedzą, i nie można było ich wyleczyć wyłącznie za pomocą leków lub operacji. Stosowanie specjalnej diety lub przebieganie kilku kilometrów dziennie nie sprawią, że kobieta poczuje się dobrze, jeśli na jej zdrowie niekorzystnie wpływa podświadome przekonanie, że nie jest wystarczająco dobra, że ma niewłaściwą płeć lub że jej przeznaczeniem jest wiele w życiu wycierpieć. Jeśli doświadczyła kazirodztwa i nie pozwala sobie na odczuwanie emocji, które są często związane z tą historią, lub jeśli była niechciana czy maltretowana jako dziecko, to nie istnieją żadne leki na receptę, które uzdrowiłyby tę ranę i uleczyły często obecne fizyczne skutki uboczne.
Najczęściej jednak zjawiska degradujące kobiecość są znacznie subtelniejsze i groźniejsze niż jawne nadużycie. Przykłady obejmują odczuwanie dyskomfortu podczas karmienia piersią w przestrzeni publicznej, obawy, że pragnienie, by wyglądać zmysłowo i czuć się w ten sposób przyciągnie niechcianą uwagę (a następnie zostaniesz za to obwiniona), czy potrzebę ukrycia jakichkolwiek śladów miesiączki i jej skutków. Właśnie dlatego pisarka feministyczna Adrienne Rich napisała: „Nie znam żadnej kobiety, dla której ciało nie byłoby podstawowym problemem”. Uwewnętrznienie obrazu własnego ciała jako problemu leży u podstaw zdrowia kobiet. Zmiana naszego postrzegania, kobieta po kobiecie, znajduje się w samym sercu procesu uzdrowienia. Mimo to próba zmiany diety oraz alternatywy dla leków i zabiegów chirurgicznych w przypadku problemów, których początki tkwią w naszych przekonaniach, to często bardzo mocny, nietoksyczny i poprawiający zdrowie pierwszy krok, który otwiera nas na nowe, bardziej holistyczne sposoby radzenia sobie z naszymi objawami. Sekretem prawidłowego rozwoju jest wiedza, że nigdy nie jesteśmy po prostu ofiarami naszych ciał. Bardzo uspokajające jest wiedzieć, że wszystkie mamy w sobie zdolność uzdrawiania absolutnie wszystkiego i pełnego radości życia.
Niniejsze nowe wydanie Ciała kobiety, mądrości kobiety ma na celu pomóc ci nie tylko zachować zdrowie, ale także rozwinąć się mentalnie, emocjonalnie i duchowo, tak samo jak fizycznie. Chcę, abyś wiedziała, że jest to przyjemne, a nie bolesne. To jest twoje dziedzictwo. Jednak ścieżka bólu jest często jedyną drogą prowadzoną na właściwy szlak. Kiedy w końcu połączymy nasze myśli, przekonania, fizyczne zdrowie i okoliczności życiowe, odkryjemy, że to my kierujemy naszym życiem i możemy dokonywać głębokich zmian. Nic nie jest bardziej radosne i wzmacniające. W tej książce znajdziesz historie takich uzdrowień i przebudzeń. Jedna z moich czytelniczek napisała kiedyś: „Ciało kobiety, mądrość kobiety to list miłosny do kobiet i ich ciał”. Uwielbiam to. I to prawda. Czytając to nowe wydanie, pamiętaj, że ma ono na celu pomóc ci zakochać się w swoim ciele i przebudzić się do jego boskich procesów. Niech pomoże ci stać się fizycznym ucieleśnieniem duszy, abyś odkryła kobietę, którą zawsze miałaś być. Niech pomoże ci znaleźć najlepsze możliwe rozwiązania dla twojej indywidualnej sytuacji. Ale przede wszystkim pozwól, by napełniło cię odwagą niezbędną do radykalnych i życiodajnych zmian w twoim umyśle i ciele, które pozwolą ci rozkwitnąć na wszystkich poziomach. I pamiętaj, że najbardziej podstawową i istotną zmianą jest nauczenie się, jak kochać i akceptować już teraz swoje drogocenne ciało. To przecież świątynia, w której mieści się twoja dusza. To jest ścieżka nie tylko dla naszego indywidualnego uzdrowienia, ale także dla uzdrowienia planety i ludzkości.
Część I
Od zewnętrznej kontroli do wewnętrznego przewodnictwa
Rozdział 1
Mit patriarchatu: źródło rozdźwięku między umysłem, ciałem i emocjami
Stworzony przez nas świat jest rezultatem naszego dotychczasowego sposobu myślenia. Nie można go zmienić bez zmiany sposobu myślenia.
– Albert Einstein
Przekonania stają się biologią.
– Norman Cousins
Świadomość stwarza ciało. To proste. Świadomość to nie tylko głowa; wykracza poza mózg i ciało, istnieje poza czasem i przestrzenią. Każde z nas może używać intencji i woli, aby uzyskać dostęp do tej części siebie, która jest znacznie większa niż intelekt. To tam mieści się nasza prawdziwa moc. Jednak na praktycznym i codziennym poziomie świadomość jest tą częścią nas, która wybiera myśli i nimi kieruje. Myśli podnoszące na duchu, pełne troski i miłości tworzą zdrową biochemię i zdrowe komórki, natomiast myśli, które wpływają na nas lub na innych destrukcyjnie, mają działanie odwrotne. Rodzimy się pełne miłości i akceptacji dla ciała. Z czasem ciało i stan zdrowia zmieniają się pod wpływem nawykowych myśli i przekonań, które, zrodzone z sytuacji rodzinnej i kulturowej, kierują naszym zachowaniem. Chcąc poprawić swoje życie i zdrowie, musimy uznać niezaprzeczalną jedność naszych przekonań, sposobu postępowania i ciała. Musimy następnie wnikliwie się przyjrzeć wszelkim niszczącym zdrowie, nieświadomie odziedziczonym po rodzicach i kulturze przekonaniom i założeniom, które przyjęłyśmy jako własne – i zmienić je. Musimy być gotowe na przekroczenie tego, co dr Gay Hendricks nazywa problemem górnej granicy[*].
Nasze kulturowe dziedzictwo
W zachodniej cywilizacji panuje przekonanie, że intelekt podporządkowuje sobie emocje; że umysł i duch są lepsze od ciała i są od niego całkowicie oddzielone; że męskość jest lepsza od kobiecości, a natura służy do tego, by eksploatować jej zasoby. Praca antropologów i historyków kultury takich jak dr Riane Eisler oraz archeolożki dr Mariji Gimbutas udokumentowała, że nasz obecny światopogląd ma zaledwie pięć tysięcy lat. Wcześniej przez znacznie dłuższy czas kwitły pokojowe społeczeństwa, w ramach których kobiety zajmowały wysokie stanowiska, rozwijała się sztuka, a religia obejmowała kult Bogini[1].
Z czasem jednak społeczeństwa i bogowie, których czczono, ulegli zmianie. Powstawały plemiona dominacyjne, w których władzę sprawowali mężczyźni i ojcowie. Społeczeństwa te charakteryzowały się przemocą, podejmowaniem działań wojennych i podporządkowaniem mas względnie niewielu, których uznano za wybranych. Rdzennie amerykański pisarz i antropolog Jamake Highwater mówi: „Wszystkie ludzkie wierzenia i działania wywodzą się z leżącej u podłoża mitologii”. Przyjmując to założenie, łatwo jest wykazać, że skoro nasza kultura przez ostatnie pięć tysięcy lat była „rządzona przez karzącego, autorytarnego ojca”, to poglądy na temat kobiecych ciał, a nawet systemu opieki zdrowotnej również przestrzegają zasad zorientowanych na męski punkt widzenia[2]. Patriarchat jest jednak tylko jednym z wielu systemów organizacji społecznej.
Wielokrotnie byłam świadkiem sytuacji, gdy po porodzie kobieta, która właśnie urodziła dziewczynkę, spoglądała na męża i mówiła: „Kochanie, przykro mi” – przepraszając, że dziecko nie jest płci męskiej! Odrzucenie matki przez samą siebie i przepraszanie za owoc dziewięciomiesięcznej ciąży i porodu są szokujące. Jednak po narodzinach mojej drugiej córki byłam wstrząśnięta, kiedy stwierdziłam, że w myślach formułuję te same, kierowane do męża, pochodzące ze zbiorowej nieświadomości ludzkiej rasy słowa przeprosin. Nigdy nie wypowiedziałam ich na głos, co nie zmienia faktu, że spontanicznie pojawiły się w mojej głowie. Uświadomiłam sobie wtedy, jak stare i głęboko zakorzenione jest odrzucenie kobiecości zarówno wśród mężczyzn, jak i wśród kobiet! Wiem również, że w ciągu ostatnich czterech dekad nasz światopogląd szybko się zmieniał, głównie ze względu na ruchy feministyczne i obywatelskie oraz aktywizm na rzecz osób LGBTQ – a także dlatego, że internet pozwala na zdecentralizowaną i zglobalizowaną komunikację. Indywidualnie i zbiorowo wybudzamy się ze sposobów, w jakie uczestniczyłyśmy w kulturze dominacji, tym samym ją utrwalając. Wreszcie przechodzimy do działania.
Kiedy pisałam te słowa, niespotykana wcześniej liczba wpływowych mężczyzn, kreujących media głównego nurtu przez dziesięciolecia, straciła pracę i reputację w zasadzie z dnia na dzień z powodu oskarżeń o przemoc seksualną – które w kuluarach krążyły od dekad, skrywało je jednak milczenie. Zaczęło się od producenta filmowego Harveya Weinsteina, który nie tylko kupował milczenie swoich ofiar, ale też zatrudniał dawnych agentów specjalnych, aby je terroryzowali. Fakt, że nasza kultura zdołała tym razem uwierzyć ofiarom, stanowi o przełomie. Wkrótce wyszły na jaw kolejne przestępstwa – Charlie Rose, ceniony prowadzący programów informacyjnych stacji PBS; niezwykle popularny stand-uper Louis C.K., aktor Kevin Spacey; Matt Lauer z programu Today, cieszącego się świetną oglądalnością przez dwadzieścia lat. Widać, że coś się zmieniło. Aby podtrzymać ten trend spadania z oczu klapek, dzięki którym wykorzystywanie nas przez osoby bogate i wpływowe pozostawało niewidzialne, musimy, każde z nas, przyjrzeć się temu, w jaki sposób uczestniczyliśmy w kulturze, która od setek lat podkopuje nasze uniwersalne potrzeby – potrzebę troski, potrzebę zdrowego odżywiania się, potrzebę bezpiecznej i skutecznej opieki medycznej, potrzebę więzi, dotyku, komfortu, przyjemności i radości… To wartości, które łączą się z macierzyństwem, kobiecością. W tym rozdziale przedstawię niektóre z przekonań, które, przekazywane z pokolenia na pokolenie, mocno na nas wpływają.
Nasza kultura sygnalizuje dziewczynkom, że ich ciała, życie i kobiecość wymuszają na nich ciągłe przeprosiny. Moja przyjaciółka Danielle Hendricksen napisała w poście na Instagramie: „Dziewczynki nie decydują, że będą nienawidzić swoich ciał – to my je tego uczymy”. Ponad połowa dziewczynek w wieku od sześciu do ośmiu lat uważa, że ich idealna waga wynosi nieco mniej niż to, ile aktualnie ważą. Takie badania przeprowadziła grupa działająca na rzecz praw dziecka – Common Sense Media[3]. Wykazano także, że co czwarte dziecko do siódmego roku życia podejmowało jakieś próby związane z dietą odchudzającą. Nie powinno więc zaskakiwać, że niemal połowa nastolatek między trzynastym a siedemnastym rokiem życia przyznaje, że wzorców związanych z wyglądem szuka w kolorowych magazynach o modzie i marzy o figurze modelki.
Zauważyłaś może, jak często kobiety przepraszają? Szłam niedawno ulicą, gdy pewien mężczyzna potrącił przechodzącą obok kobietę, wytrącając jej z rąk paczkę. Ona szczerze go za to przeprosiła. Wiele z nas, gdzieś w głębi ducha, przeprasza za sam fakt istnienia. Jak pisze dr Anne Wilson Schaef: „Pierworodnego grzechu, wynikającego z bycia kobietą, nie da się odkupić pracą”[4]. Nieważne, ile ukończysz kierunków studiów i jak wiele zdobędziesz nagród, z jakiegoś powodu nigdy nie będziesz wystarczająco dobra. Jeśli od dnia narodzin musimy przepraszać za samo istnienie, możemy przyjąć, że system opieki medycznej w naszym społeczeństwie także nie uzna mądrości naszych, należących do „drugiej kategorii”, ciał. W gruncie rzeczy patriarchat dobitnie sygnalizuje, że ciała kobiet są gorsze i należy je kontrolować. A następnie my, kobiety, internalizujemy ten przekaz i stajemy się swoimi własnymi największymi wrogami.
Przyjmuje to formę zjawiska nazywanego syndromem sztokholmskim, kiedy kobieta staje po stronie swojego oprawcy – osoby, która w danej sytuacji ma przewagę siły – równocześnie umniejszając doświadczeniom innych kobiet. To też jest internalizowany patriarchat. Słynna pisarka Alice Walker opisała metodę, po którą sięgali właściciele niewolników, by powstrzymać ich przed organizowaniem się i buntem: sprawić, by walczyli między sobą i nawzajem się pilnowali. To także się zmienia – na całym świecie rozkwita idea siostrzeństwa.
Nasza kultura z przyzwyczajenia odmawia uznania wagi i wszechobecności problemów związanych z seksem. Z praktyki lekarskiej wiem, że nadużycia wobec kobiet (oraz wobec kobiecych cech u mężczyzn) stały się epidemią, bez względu na to, czy są subtelne, czy jawne. Zrozumiałam też, że przemoc przygotowuje grunt dla chorób, które rozwijają się w kobiecych ciałach.
Kultura obwiniania ofiar wyszła na światło dziennie wraz z eksplozją ruchów #MeToo i #NeverAgain. Kobiety oskarżające wprost swoich oprawców w przeszłości były często lekceważone, wyśmiewane i publicznie zawstydzane – często nawet przez własną rodzinę, gdy do przemocy dochodziło w domu. Margaret Bayston, dyrektorka Laura’s House, organizacji non-profit działającej w kalifornijskim hrabstwie Osage, która pomaga kobietom doświadczającym przemocy domowej, powiedziała: „Kluczowym powodem, dlaczego osoby z zewnątrz zawstydzają ofiarę przemocy, jest ignorancja”[5]. Wiele kobiet po doświadczeniu przemocy wybierało milczenie, ponieważ bały się, że nikt im nie da wiary. Na szczęście obecnie to zjawisko staje się rzadsze, jednak ciągle wiele kobiet codziennie doświadcza przemocy.
Tylko pomyśl: na świecie gwałtu doświadczy co piąta kobieta[6]. Prawie 79% kobiet, które zostały zgwałcone, doświadczyło tego przed dwudziestym piątym rokiem życia, ponad 40% – przed osiemnastym, więcej niż 12% w wieku od jedenastu do siedemnastu lat[7]. (Trudno w to uwierzyć, ale w kilku z amerykańskich stanów gwałciciel może rościć sobie prawa rodzicielskie do dzieci poczętych w wyniku gwałtu). Ponadto co trzecia kobieta doświadczyła przemocy ze strony partnera[8], a 40–50% kobiet w przemocowych relacjach doświadczy też w takim związku przemocy seksualnej[9]. 300 tysięcy kobiet doświadcza przemocy podczas ciąży[10]. Kobietom, które nie doświadczyły przemocy, ciągle ona grozi – co szósta zgłasza, że przynajmniej raz padła ofiarą stalkingu[11]. Mimo że przemoc wobec kobiet jest tak powszechna, zaledwie 34% kobiet, które doświadczyły przemocy ze strony partnera, otrzymuje pomoc medyczną[12], a mniej niż 10% lekarzy pierwszego kontaktu zadaje pytanie o przemoc domową podczas rutynowych wizyt[13]. A nawet jeśli to robią, zazwyczaj nie mają czasu, by zająć się tym problemem dogłębnie.
Jeśli ignoruje się przemoc, nasila się ona, zwiększając u ofiar prawdopodobieństwo popełnienia samobójstwa, stania się ofiarą morderstwa, wystąpienia całego mnóstwa cierpień spowodowanych poważnymi urazami (jak uszkodzenie mózgu) oraz przewlekłych problemów zdrowotnych (łącznie z chorobami przenoszonymi drogą płciową, HIV/AIDS oraz nadużywaniem alkoholu i narkotyków)[14]. Według badań Southern California Kaiser Permanente Medical Group oraz Centers for Disease Control and Prevention (CDC)[†] przemoc wobec dziewczynek wiąże się nie tylko z ich przedwczesną śmiercią i niepełnosprawnością w późniejszym okresie życia, ale także z takimi chorobami jak rak, cukrzyca i choroby serca[15]. Naukowcy twierdzą, że jest to proces kumulacyjny.
Raport UNESCO dowodzi, że ponad ⅔ spośród 781 milionów analfabetów na świecie stanowią kobiety. Ponadto, gdy społeczeństwa dysponują ograniczonymi zasobami, kobiety dużo częściej niż mężczyźni są pozbawione artykułów pierwszej potrzeby, w tym pożywienia i leków, co zwiększa ryzyko zaburzeń rozwoju fizycznego i intelektualnego[16].
Niektóre przykłady przemocy wobec kobiet w innych częściach kuli ziemskiej szokują jeszcze bardziej. Przyjrzyjmy się poniższym odkryciom:
- Handel ludźmi – głównie kobietami i dziećmi – to najszybciej rozwijający się rodzaj przestępstwa na świecie. Co najmniej 20,9 mln osób zostało sprzedanych do domów publicznych i pracy przymusowej na całym świecie[17]. A w tym rocznie 2 mln dzieci wykorzystywanych seksualnie[18].
- Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że na świecie żyje obecnie ponad 200 milionów kobiet, które poddano okaleczeniu narządów płciowych (zwanemu obrzezaniem), a każdego roku kolejne 3 miliony dziewczynek może paść ofiarą tej praktyki (głównie w Afryce)[19]. Niestety do okaleczania dziewcząt dochodzi nawet w Stanach Zjednoczonych. Szacuje się, że od roku 1990 liczba kobiet, na których dokonano obrzezania albo są nim zagrożone, potroiła się i wynosi około 500 tysięcy[20]. Przyczyną wzrostu tej liczby jest napływ imigrantów z kultur, w których obrzezanie kobiet jest powszechną praktyką. W 2017 roku w stanie Michigan aresztowano lekarza, który dokonał okaleczenia narządów płciowych dwóch siedmioletnich dziewczynek; był to pierwszy przypadek ścigania tego przestępstwa od wprowadzenia zakazu obrzezania kobiet w 1996 roku[21]. W „Journal of Medical Ethics” ukazał się list autorstwa dwojga amerykańskich ginekologów, którzy postulowali, aby dopuścić prawnie mniej inwazyjne formy obrzezania kobiet jako kompromis[22]. Porównali zabieg do obrzezania chłopców – co było całkowicie niedorzeczne, zważywszy na to, że męskie obrzezanie, w odróżnianiu od okaleczania kobiet, nie służy zmniejszeniu doznań seksualnych (choć czyni to) ani kontrolowania męskiej seksualności.
- W Indiach wykonywanie aborcji ze względu na płeć na korzyść dzieci płci męskiej rozpowszechniło się tak bardzo, że powoli zaburza to równowagę między płciami (pomimo faktu, że aborcja z powodu płci jest nielegalna od 1994 roku). Invisible Girl Project, powstała w USA organizacja non-profit działająca na rzecz zakończenia aborcji płodów określonej płci w Indiach szacuje, że każdego roku dokonuje się tam 700 tysięcy aborcji żeńskich płodów. W 2001 roku indyjski spis powszechny wykazał, że na stu chłopców przypadają dziewięćdziesiąt trzy dziewczynki; w 2016 roku, według World Economic Forum, ten stosunek wynosił już osiemdziesiąt dziewięć do stu. Największe niebezpieczeństwo występuje na obszarach miejskich, gdzie jest łatwiejszy dostęp do amniocentezy[‡] i badań ultrasonograficznych, jednak nielegalne, przenośne aparaty USG pojawiają się na tak oddalonych od cywilizacji terenach, że nie ma na nich prądu ani bieżącej wody[23]. Chociaż to w Indiach oficjalnie nielegalne, informowanie przyszłych rodziców o płci ich nienarodzonego dziecka to powszechna praktyka, która rzadko jest karana[24].
- Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że każdego roku dochodzi do 5 tysięcy zabójstw honorowych (morderstwo z rąk członków rodziny kobiety podejrzanej o cudzołóstwo), w większości w krajach muzułmańskich. Sprawcy kazirodztwa, gdy ich ofiary zachodzą w ciążę, dopuszczają się tego typu „honorowych morderstw” w celu zamaskowania swoich zbrodni. Inni rozwiązują w ten sposób problemy spadkowe. Niektóre ofiary gwałtu czy nadużyć seksualnych są zmuszane do popełnienia samobójstwa[25].
- W Chinach 39 tysięcy dziewczynek poniżej pierwszego roku życia umiera każdego roku tylko dlatego, że ich rodzice nie zapewniają im takiej samej opieki medycznej i uwagi co chłopcom. Z tego samego powodu w Indiach dziewczynki w wieku 1–5 lat są o 50% bardziej narażone na śmierć niż chłopcy w tym samym wieku[26].
- Na całym świecie prawie 100 milionów dziewcząt może zostać wydana za mąż przed osiemnastym rokiem życia z powodu dopuszczenia przez prawo w niektórych krajach małżeństwa nieletnich za zgodą rodziców lub sądu. Te prawne wyjątki stanowią 32% małżeństw dzieci – co oznacza, że pozostałe 68% zawierane jest nielegalnie. To 7,5 miliona nielegalnie wydanych za mąż nieletnich dziewcząt rocznie, 20 tysięcy dziennie[27].
- W trzydziestu siedmiu państwach na świecie nie ściga się mężczyzn oskarżonych o gwałt, jeśli są mężami swoich ofiar lub je poślubią[28].
- Na całym świecie młode kobiety są dwukrotnie częściej niż mężczyźni narażone na zarażenie wirusem HIV. W 2015 roku tygodniowo 7500 kobiet w wieku od piętnastu do dwudziestu czterech lat zarażało się HIV[29]. Średni wiek zarażenia się wirusem HIV w krajach Afryki wschodniej i południowej jest u kobiet niższy o pięć do siedmiu lat niż w przypadku ich męskich rówieśników[30].
- 225 milionów kobiet na świecie nie ma dostępu do antykoncepcji, choć chciałoby z niej korzystać, zaś 800 kobiet umiera każdego dnia z powodów związanych z ciążą i porodem, które byłyby możliwe do uniknięcia, zgodnie z danymi Global Fund for Women.
Riane Eisler, prawniczka i autorka bestsellera The Chalice and the Blade (Harper & Row, 1987) i The Real Wealth of Nations: Creating a Caring Economics (Berrett-Koehler, 2007), napisała: „Świat zaczyna rozumieć, że już dłużej nie można ignorować ofiar przemocy ze strony bliskich osób oraz związku między tego rodzaju przemocą i przemocą międzynarodową, łącznie z terroryzmem”. Po wielu badaniach Eisler (wspólnie z mężem, psychologiem społecznym i futurystą dr. Davidem Loye’em) założyła organizację non-profit Center for Partnership Studies (Centrum Badań nad Partnerstwem), aby wprowadzić nowy rodzaj praw człowieka, które nazwała prawami partnerskimi, oraz aby „wskazać powiązanie między «problemami kobiet i dzieci» i przemocą społeczną, ubóstwem oraz innymi ogólnoświatowymi problemami, [a także] aby położyć kres nierówności płci i przemocy ze strony bliskich osób”.
Dzięki Eisler i innym osobom podobnym do niej fala zaczyna się wzmagać. W samym tylko 2009 roku prezydent Obama mianował nową Radę Białego Domu ds. Kobiet i Dziewcząt, Departament Stanu utworzył nowy Urząd ds. Globalnych Problemów Kobiet, a Senacka Komisja Spraw Zagranicznych utworzyła nowy podkomitet zajmujący się sprawami kobiet. Podczas kadencji Donalda Trumpa można było odnieść wrażenie, że sytuacja się cofa, ale jesteśmy w szczytowym momencie rozwoju prawdziwego partnerstwa mężczyzn i kobiet oraz równowagi żeńskiej i męskiej energii w nas. Doskonale ujmuje to hashtag #TimesUp – naprawdę już czas. Stary system patriarchalny dogorywa na całym świecie, choć ciągle próbuje utrzymać kontrolę.
Szczególnie inspirująca wiadomość pochodzi od uhonorowanych nagrodą Pulitzera dziennikarzy (prywatnie małżeństwa) Nicholasa D. Kristofa i Sheryl WuDunn, współautorów książki Half the Sky: Turning Oppression into Opportunity for Women Worldwide (Knopf, 2009). W specjalnym wydaniu „The New York Times Magazine” poświęconym kobietom i dziewczętom w krajach rozwijających się Kristof i WuDunn napisali: „Rośnie zrozumienie u wszystkich, od Banku Światowego po Połączonych Szefów Sztabu Sił Zbrojnych USA, że pomoc organizacjom takim jak CARE[§], skupiającym się na kobietach i dziewczętach, jest najskuteczniejszym sposobem walki z globalnym ubóstwem i ekstremizmem. Dlatego pomoc zagraniczna jest w coraz większym stopniu skierowana do kobiet. Świat budzi się do potężnej prawdy: kobiety i dziewczęta nie są problemem. Są rozwiązaniem”[31].
Uzależnienie jest produktem patriarchatu
Patriarchalna organizacja naszego społeczeństwa domaga się, aby kobiety, obywatele drugiej kategorii, ignorowały lub odwracały się od swoich nadziei i marzeń, ulegając w ten sposób mężczyznom i wymaganiom ich rodzin. Zamiast uczyć się, jak zwracać uwagę na geniusz swojej intuicji i wewnętrznego przewodnictwa, zinternalizowałyśmy przekonanie, że nie jesteśmy wystarczająco godne, wystarczająco inteligentne lub wystarczająco atrakcyjne, aby żyć życiem pełnym wolności, radości i spełnienia. Bez współczującego języka, który uznaje uniwersalne ludzkie potrzeby, wiele kobiet (i mężczyzn) zwraca się ku uzależnieniom, takim jak przepracowanie, nadpobudliwość, palenie tytoniu, narkotyki i alkohol oraz przejadanie się w celu uśmierzenia bólu. Powoduje to niekończący się cykl nadużyć, które same pomagamy utrwalać. To, co nazywam nadużyciem, może być równie subtelne jak poczucie winy z powodu wystarczającej ilości snu! Nadużywane lub nadużywające siebie – chorujemy. Następnie zwracamy się do systemu opieki zdrowotnej, który jest tak zaprojektowany, by dostarczać głównie szybkie rozwiązania farmaceutyczne dla problemów, których nie można wyleczyć, dopóki nie zmienimy naszych podstawowych przekonań i myśli.
Anne Wilson Schaef napisała: „Wszystko może się przerodzić w uzależnienie, bez względu na to, czy jest to substancja (jak alkohol) czy czynność (jak praca). Dzieje się tak, gdyż zadaniem uzależnienia jest stworzenie bufora między nami a świadomością naszych odczuć – kluczową dla uzyskania dostępu do wewnętrznego przewodnictwa. Uzależnienie ma nas znieczulić, abyśmy nie miały kontaktu z tym, co wiemy i czujemy”[32]. Dr Schaef nazwała patriarchat „systemem uzależnień” i opisała cechy społeczeństw tłamszących ludzką samoświadomość oraz emocje i w ten sposób nakłaniających do stosowania uzależniających substancji i uciekania się do uzależniających czynności, aby utrzymać się przy życiu (patrz: tab. 1).
Tabela 1. Charakterystyka systemu uzależnień
cecha | definicja | przykłady |
WINA | przekonanie, że coś lub ktoś poza tobą jest powodem twojej sytuacji | „Nic nie mogę zrobić z tym, jaka jestem. Moja matka była alkoholiczką”
„Poślubiłam mężczyznę, który jest zupełnie niezdolny do tworzenia intymnego związku” |
WYPARCIE | brak kontaktu z uczuciami, potrzebami i pozostałą wiedzą | „Rodzice nie byli alkoholikami. Pili tylko w towarzystwie”
„Jest cienka linia między nadużywaniem alkoholu i alkoholizmem” „Nie wiem, dlaczego przytyłam 9 kg. Nigdy nie zjadłam nic niezdrowego” |
DEZORIENTACJA | brak jasności co do sytuacji i własnych emocji | „Nikt nigdy nic mi nie mówi”
„Nigdy nie wiem, co się tutaj dzieje” |
SŁABA PAMIĘĆ | zapominanie, niezauważanie | niepamiętanie o spotkaniach, zapominanie kluczy, rzeczy osobistych, o potrzebach fizycznych |
POCZUCIE BRAKU
(MODEL GRY Z SUMĄ ZEROWĄ) |
przekonanie, że jest ograniczona ilość wszystkiego, co godne pożądania: miłości, pieniędzy, mężczyzn, szczęścia | „Jeśli osiągam sukces, ktoś inny musi cierpieć”
„Nie można poświęcać sobie czasu ani wydawać na siebie pieniędzy, ani tym bardziej przyznawać się do tego” |
PERFEKCJONIZM | ogromna potrzeba zewnętrznego porządku, który ukrywa wewnętrzny chaos | bezustanny pościg za doskonałym ciałem, domem, partnerem, pracą |
ILUZJA KONTROLI LUB OBIEKTYWIZMU | lęk przed potrzebami i uczuciami. Tworzenie iluzji, że można się w jakiś sposób kontrolować; odcinanie się od emocji i przekonanie, że można być całkowicie obiektywną i pozbawioną emocji | „Jeśli znalazłabym odpowiedni lek, mogłabym się pozbyć napadów panicznego lęku”
„Przed miesiączką staję się kimś innym. Jestem jak doktor Jekyll i pan Hyde. Nie jestem sobą” „Dziś jest wysoki poziom ozonu. Proszę, nie wychodź”. (Jak gdyby powietrze wewnętrzne zostało odłączone od reszty środowiska!) |
NEGATYWIZM | postrzeganie życia z perspektywy braku | „Łapię każdego wirusa”
„Teraz, kiedy mam 40 lat, wszystko się rozpada” „Nie możesz tego mieć. To jest za drogie” |
ZALEŻNOŚĆ | przekonanie, że ktoś lub coś się tobą zajmie, bo nie jesteś w stanie zrobić tego sama | „Nie mogę odejść od męża. Kto mnie będzie utrzymywał?”
„Nie mogę bez niego żyć” |
ZORIENTOWANIE NA KRYZYS | używanie lub tworzenie zewnętrznego kryzysu jako społecznie akceptowalnego sposobu odwrócenia uwagi od uczuć | „Oczywiście, że wyczekujemy kolejnej tragedii. To sprawia, że krew w żyłach krąży szybciej” – pielęgniarka z izby przyjęć |
MECHANIZMY OBRONNE | niemożność zaakceptowania informacji zwrotnej i wprowadzenia pozytywnych poprawek | „Kim jesteś, żeby mi mówić, że PMS ma związek z moją rodziną? Moje dzieciństwo było idealne” |
NIEUCZCIWOŚĆ | niemówienie prawdy | „Czy potrzebuję przerwy? Nie, wszystko jest w porządku”
„Nie było tak źle. Poradzę sobie” |
MYŚLENIE DUALISTYCZNE | przekonanie, że istnieją jedynie dwa rozwiązania: jedno jest właściwe lub dobre, a drugie niewłaściwe lub złe | „Witaminy i zioła są dobre. Leki i operacje są złe” |
Źródła: Anne Wilson Schaef, When Society Becomes an Addict (New York, Harper & Row 1987), s. 72; Anne Wilson Schaef, Diane Fassel, The Addictive Organization (New York, Harper & Row, 1988).
Ten niezdrowy bufor znajduje odbicie także we wzroście liczby przypadków samookaleczania się – celowego uszkadzania ciała poprzez cięcie lub przypalanie skóry – wśród młodych kobiet. To również może stać się uzależnieniem. Takie zachowanie, którego celem nie jest samobójstwo, tymczasowo tłumi emocjonalne cierpienie, frustrację i gniew. Następują jednak po nim poczucie winy i wstyd oraz powrót bolesnych emocji. Dwa miliony przypadków samookaleczenia są w USA zgłaszane każdego roku, ale faktyczna ich liczba jest znacznie wyższa. Niedawne brytyjskie badania wykazały, że wśród dziewcząt w wieku 13–16 lat liczba przypadków samookaleczania się wzrosła w latach 2011–2014 o 68%[33].
Bez względu na to, czy nazwiemy ten system patriarchatem, systemem uzależnień, społeczeństwem dominacyjnym czy rozszczepieniem między ciałem i duszą, widać wyraźnie, że sposób funkcjonowania naszego społeczeństwa krzywdzi zarówno mężczyzn, jak i kobiety (mężczyźni umierają średnio pięć lat wcześniej od kobiet i cztery razy częściej popełniają samobójstwo[34]) oraz że obie płcie w pełni w tym uczestniczą. Jednak dobra wiadomość jest taka, że kiedy uznajemy swoje potrzeby, słuchamy pragnień swojej duszy i uwalniamy emocjonalny ból, którego źródłem jest wyparcie, natychmiast nawiązujemy kontakt ze swoim sercem, uczuciami i wewnętrznym przewodnictwem. Dopiero wtedy intelekt i myśli mogą odgrywać należną im rolę, jaką jest służenie sercu i najgłębszej wiedzy. Ta zmiana umożliwia nam kontakt ze swoimi niezaspokojonymi potrzebami skrywającymi się za cierpieniem. To pierwszy krok ku uzdrowieniu.
Podstawowe przekonania systemu dominacyjnego
Dr Marshall Rosenberg, założyciel Center for Nonviolent Communication (Centrum Komunikacji Bez Przemocy) (www.cnvc.org) mówi, że wszelkie ludzkie zachowanie jest próbą zaspokojenia potrzeb. Z całego serca się zgadzam. Zaczyna się od wysłuchania naszych potrzeb i potrzeb innych osób – i przekonania, że to jest w porządku, aby nasze potrzeby były zaspokajane w pierwszej kolejności! Żeby rozkwitać, musisz nauczyć się współczującego dialogu ze sobą. Pierwszym krokiem jest zorientowanie się, w jaki sposób uczestniczysz w charakterystycznych dla społeczeństwa dominacyjnego przekonaniach i zachowaniach. Uświadamiając sobie własną rolę w tej przyczynowo-skutkowej pętli i zmieniając swoje przekonania oraz wzorce zachowań, poprawiasz zarówno stan swojego zdrowia, jak i stan zdrowia społeczeństwa. Sprawdź, czy poniższe opisy stosunku społeczeństwa do kobiet i zdrowia nie brzmią dla ciebie znajomo. Być może dzięki temu zyskasz większą świadomość własnego ciała i problemów zdrowotnych.
Przekonanie pierwsze: choroba jest wrogiem
Społeczeństwo dominacyjne trafnie opisano jako takie, które albo przygotowuje się do wojny, albo odzyskuje po niej siły. W takim społeczeństwie większą wartość niż troska i pokój mają destrukcja i przemoc. Wystarczy tylko popatrzeć, ile nasze społeczeństwo wydaje na obronę, aby zrozumieć, jakie są jego priorytety, ponieważ ilość pieniędzy, jakie to społeczeństwo na coś wydaje, świadczy o wartości danej kwestii w tym społeczeństwie. Kwota, jaką każdej minuty wydaje się na broń, mogłaby przez rok wykarmić 2 tysiące niedożywionych dzieci, a wydatek na jeden czołg mógłby pokryć koszt sal wykładowych dla 30 tysięcy studentów[35].
Nie bez powodu medycyna opisuje ciało nie jako naturalny system homeostatyczny, zaprojektowany, aby służyć zdrowiu, ale jako strefę działań wojennych. W języku medycyny zachodniej aż roi się od wojskowych metafor. Choroba czy guz są „wrogiem”, którego trzeba wyeliminować za wszelką cenę. Rzadko, jeśli kiedykolwiek, chorobę postrzega się jako posłańca, który stara się zwrócić na coś naszą uwagę. Nawet system odpornościowy, którego zadaniem jest utrzymywanie równowagi, jest opisywany za pomocą terminologii wojskowej – na przykład mówi się o „zabójczych” limfocytach T. Niedawno w miejscowym centrum medycznym podczas konferencji poświęconej nowotworom jeden z radiologów powiedział: „Poprzednie strzały, które oddaliśmy w tym kierunku [chodziło o miednicę], nie zdołały wyplenić z niej choroby”.
Upodobanie współczesnej medycyny do stosowania leków i operacji w ramach terapii bezsprzecznie wynika z panującej ideologii. To, co naturalne i nietoksyczne, jak stosowanie wysokiej dawki witaminy C jako dobrze przebadanego i skutecznego sposobu leczenia infekcji, jest postrzegane jako gorsze i nieskuteczne w porównaniu z „prawdziwą medycyną” – „dużym kalibrem” antybiotyków, leków, chemoterapii i radioterapii. Dobrze zbadane, naturalne metody leczenia bez stosowania leków (jak masaż, leczniczy dotyk i modlitwa), dające szeroko udokumentowane korzyści, są w najgorszym wypadku ignorowane lub, w najlepszym, tolerowane jako „prawdopodobnie nieszkodliwe”[36].
Klasycznym tego przykładem w ginekologii i położnictwie jest metodologicznie nienaganne badanie dr. med. Marshalla Klausa i dr. med. Johna Kennella na temat skuteczności ciągłego wsparcia, jakie daje rodzącej kobiecie doula (kobieta, której zadaniem jest obecność i emocjonalne wsparcie podczas porodu). W serii sześciu różnych badań dr Kennell zauważył, że zwykła obecność douli skróciła czas porodu u pierworódek średnio o dwie godziny i o 50% zredukowała konieczność cesarskiego cięcia. Dzięki obecności douli malała także potrzeba stosowania środków przeciwbólowych, natomiast wzrastała szansa na pomyślne karmienie piersią[37]. We wczesnych latach 90. dr Kennell oszacował, że wsparcie, jakie rodzące matki mogłyby otrzymać od douli, pozwoliłoby systemowi opieki zdrowotnej zaoszczędzić rocznie 2 miliardy dolarów przeznaczane na znieczulenie zewnątrzoponowe, zabiegi, leki przeciwgorączkowe itp. Dr Kennell żartował, że „gdyby jakiś lek miał taki sam efekt jak doula, niestosowanie go byłoby nieetyczne”. Jednak wpływ, jaki ma jeden troskliwy człowiek na drugiego – czego koszt wynosi około 400 dolarów – pozostaje poza paradygmatem standardowej medycyny. W wielu szpitalach wskaźnik cesarskich cięć wynosi około 32%.
Literatura medyczna obfituje w podobne przykłady. Biorąc pod uwagę korzyści i zupełny brak efektów ubocznych takiego leczenia, prawdziwy naukowiec byłby zafascynowany i pragnąłby przeprowadzić dalsze badania. Dr med. Bernie Siegel, słynny chirurg dziecięcy ze szpitala Yale w New Haven i autor książki Miłość, medycyna i cuda (Limbus Dom Wydawniczy, 2005, tłum. Irena Doleżal-Nowicka), opowiedział mi, jak kiedyś w ciągu kilku godzin od umieszczenia w pokoju lekarzy wyników swoich badań na temat korzystnego wpływu modlitwy na pacjentów po zawale serca jeden z jego kolegów napisał wielkimi literami słowo BZDURY na pierwszej stronie dokumentu.
Pamiętajmy, że zachodni system medyczny istnieje w znanej nam dziś formie od około stu lat. Medycyna tradycyjna, włączając w to ajurwedę (pochodzącą z Indii) i tradycyjną medycynę chińską istnieje od tysięcy lat. Starożytni Egipcjanie pozostawili po sobie przewodnik po ponad 850 rodzajach leków ziołowych (wielu z nich używamy też dziś), spisany około 1500 roku p.n.e. Jeszcze wcześniej, bo aż pięć tysięcy lat temu, Sumeryjczycy spisali pierwszy znany nam katalog roślin leczniczych – na glinianej tabliczce[38].
W naszej kulturze ciało podporządkowuje się umysłowi i nakazom rozumu. Często uczy się nas ignorować zmęczenie, głód, niewygody i potrzebę opieki. Każe się nam postrzegać ciało jako przeciwnika szczególnie wtedy, gdy wysyła sygnały, których nie chcemy słyszeć. Widziałam kiedyś koszulkę z napisem, w którym zawiera się wszystko: „Ból to słabość opuszczająca ciało – Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych”. Zachęca się nas do uciszania ciała – posłańca – wraz z jego przesłaniem. Chociaż ważne jest doskonalenie ciała i rzucanie mu wyzwań, trzeba znać różnicę między doskonaleniem i forsowaniem. Jeśli nie jesteś w stanie się o siebie zatroszczyć i wypocząć bez wypicia alkoholu, zapalenia papierosa czy objadania się, jest to oczywista oznaka forsowania ciała.
Przekonanie drugie: medycyna jest wszechmocna
Nauczono nas, że system opieki zdrowotnej, skoncentrowany na chorobach, ma nas utrzymywać w dobrym zdrowiu. Uwarunkowano nas tak, abyśmy za każdym razem, gdy odczuwamy niepokojące objawy związane z naszym ciałem i zdrowiem, zwracały się do lekarzy. Wdrukowano nam mit lekarzy-bogów – mówiący, że lekarze znają nasze ciało lepiej od nas, że eksperci mają klucz do uzdrowienia. Nic więc dziwnego, że kiedy pytam kobiety, co się dzieje z ich ciałem, czasami odpowiadają: „Pani mi powie – pani jest lekarzem!”. Dla niektórych kobiet lekarze stanowią autorytet nie mniejszy od ich mężów i przywódców religijnych.
Pomimo tego, że każda kobieta wie więcej na swój temat niż ktokolwiek inny, większość kobiet nauczono szukać odpowiedzi na zewnątrz. Jaskrawym tego przykładem jest poród. Kiedy w kierunku rodzącej pada pytanie, jak się czuje, nikt z licznego towarzyszącego jej grona nie patrzy na nią, lecz na monitor z obrazowaniem płodu – włącznie z samą kobietą – zamiast skupić się na odczuciach we wnętrzu jej ciała, gdzie proces porodu właśnie się odbywa. Żyjemy w społeczeństwie, w którym tzw. eksperci podważają i podporządkowują sobie nasz osąd, w społeczeństwie, w którym nie szanuje się, nie wspiera, a często nawet nie uznaje naszej zdolności do uzdrowienia siebie czy zachowania zdrowia bez nieustannego wsparcia z zewnątrz.
Jako lekarka zostałam wyszkolona do tego, aby być paternalistyczną, wszechwiedzącą ekspertką z zewnątrz. Natomiast społeczeństwo warunkuje się tak, by wierzyć, że lekarze, niedościgniony wzór zdrowych zachowań, potępiają pacjentów za wszelkie niedociągnięcia. Zawsze zdumiewało mnie oczekiwanie moich pacjentek, że będę na nie krzyczała za to, że nie pojawiły się na corocznym badaniu cytologicznym czy mammografii – i rzeczywiście tak robiłam (podobnie jak większość moich kolegów z pracy)!
Medycyna z założenia koncentruje się na patologiach. Naukowcy rzadko badają zdrowych ludzi, a kiedy ktoś chory na przewlekłą lub nieuleczalną chorobę zdrowieje, tym samym podważając statystyczne rokowania, pracownicy służby zdrowia zamiast zbadać, dlaczego tak się stało, często składają to na karb złej diagnozy wstępnej[39]. Na akademii medycznej uczyłam się, praktykując na chorych ludziach i zwłokach. Uprzedzano mnie, co może się nie udać. Uczono mnie, abym spodziewała się wszystkiego, co najgorsze, i była na to przygotowana. Podczas praktyki położniczo-ginekologicznej uczono mnie, że poród fizjologiczny to rozpoznanie, które się stawia post factum i w każdej chwili, bez ostrzeżenia, może się on przerodzić w katastrofę. Kiedy lekarze nie podają w wątpliwość tego typu treningu, lęk i napięcie, jakie ze sobą wnoszą na salę, w której rodzi kobieta, mogą zwiększyć u niej niepokój, wywołując zmiany hormonalne, które, jeśli nie zostaną przerwane, uruchamiają kaskadę zjawisk fizjologicznych, co ostatecznie prowadzi do wysokiego wskaźnika porodów patologicznych i cesarskich cięć.
Nasza kultura i medycyna konwencjonalna wierzą, że zbawią nas technologia i badania, że można kontrolować i zmierzyć każdy czynnik i że jeśli tylko mielibyśmy więcej danych z większej liczby badań, bylibyśmy w stanie poprawić stan naszego zdrowia, wyleczyć choroby i żyć długo i szczęśliwe. W latach 70. słynny futurysta Buckminster Fuller powiedział, że mamy wszystkie informacje, których potrzebujemy, aby zniszczyć biedę i głód na świecie, ale brakuje nam woli, by zastosować to, co już wiemy. Niestety, Amerykanie i ich lekarze stawiają znak równości między zintensyfikowaniem działań i poprawą opieki. Wierzymy także, że możemy „kupić” odpowiedź, płacąc za nią grube pieniądze lub wykonując więcej badań. Znów po raz kolejny ignorujemy nasze wewnętrzne przewodnictwo i nie ufamy zdolnościom samouzdrawiania.
Lekarze zalecają wykonywanie wielu badań, ponieważ czują się nieswojo, gdy nie są czegoś pewni. Brak pewności jest tak samo niewygodny dla klientów służby zdrowia, jak dla lekarzy. Pacjenci chcą mieć pewność. Na przykład kiedy ludzie pytają mnie o opryszczkę narządów płciowych, chcą wiedzieć: „Skąd się to wzięło? Skąd mogę mieć pewność, że nikogo nie zarażę?”. W gruncie rzeczy na te pytania nie da się odpowiedzieć z absolutną pewnością. I, oczywiście, lekarze wykonują również wiele procedur i testów w obawie przed procesami sądowymi. Jest to jeden z powodów, dla których gwałtownie wzrosła liczba porodów przez cesarskie cięcie.
Spośród przeprowadzanych każdego roku w Stanach Zjednoczonych 15 milionów obrazowań, 100 milionów tomografii i badań rezonansowych oraz 10 miliardów badań laboratoryjnych wiele stanowi elementy medycznego śledztwa, które nie wpływają na diagnozę i mogą nawet zaszkodzić. Dr med. Atul Gawande, chirurg, badacz zdrowia publicznego i profesor na Harvardzie, w 2015 roku w artykule opublikowanym w magazynie „The New Yorker” napisał: „Z jednej strony niektóre procedury diagnostyczne są same w sobie szkodliwe – wykonujemy tyle tomografii i innych prześwietleń opartych na promieniowaniu, że uważa się, że prowadzi to do wzrostu liczby nowotworów w populacji. Ryzyko jest często większe, niż zakładamy”[40]. Nadmierne testowanie prowadzi do nadmiernego diagnozowania – choć badania przesiewowe nowotworów ogromnie zwiększyły w ostatnich kilkunastu latach wykrywalność raka piersi, tarczycy czy prostaty, „jedynie nieznacznie, jeśli w ogóle, zmniejszyła się śmiertelność z ich powodu”. Institute of Medicine informuje, że nadmierne zlecanie badań diagnostycznych kosztuje amerykański system opieki zdrowotnej co najmniej 210 miliardów dolarów rocznie[41].
Jeśli chodzi o samych lekarzy – my to wszystko wiemy. Rodzi się przez to podejście „Rób tak, jak mówię, a nie tak, jak robię”. Znakomicie obrazuje to sprawozdanie Uniwersytetu Kalifornijskiego, z którego wynika, że 50% lekarek nie przeprowadza comiesięcznego badania piersi, chociaż zalecają je swoim pacjentkom (więcej na ten temat w rozdz. 10). To samo dotyczy szczepień – wielu lekarzy nie podaje własnym dzieciom takich szczepionek, jakie czują się w obowiązku polecać innym. Badanie przeprowadzone na Uniwersytecie Stanforda w 2014 roku wykazało, że większość lekarzy wybiera agresywne, przedłużające życie terapie dla swoich śmiertelnie chorych pacjentów, nawet jeśli gdyby sami byli w takiej sytuacji – dokonaliby innego wyboru[42].
Znam to zarówno ze swojego doświadczenia, jak i z relacji moich kolegów i koleżanek z pracy. Myślę, że rozbieżność pomiędzy tym, co lekarze zalecają pacjentom, a tym, co robią sami, ma coś wspólnego z wiedzą dla „wtajemniczonych”. O wiele lepiej zdajemy sobie sprawę z ograniczeń medycyny niż nasze pacjentki. Nie zdradzamy się z tym jednak, gdyż mogłoby to zniszczyć efekt placebo, jakim jest wiara w nas! Ten dylemat mógłby zostać rozwiązany, gdyby zarówno lekarze, jak i pacjenci uznali, że nie wszystko można zrozumieć, i wzięli pod uwagę informacje kryjące się za objawami. Takie podejście rozbudza wewnętrzne przewodnictwo i daje się pogodzić z każdym rodzajem terapii. Wymaga jednak odwagi.
Niestety prawdą jest również to, że w przypadku coraz większej liczby publikowanych badań medycznych dochodzi do konfliktów interesów (więcej o tym piszę w rozdziale 15). Nie są na to odporne także polityki związane ze służbą zdrowia. Z badania z 2012 roku, opublikowanego w „Archives of Internal Medicine”, wynika, że w grupach zajmujących się formułowaniem wytycznych natury medycznej 71% członków i członkiń grup roboczych oraz 91% członków i członkiń ich prezydiów miało finansowy konflikt interesów – to znaczy, mieli finansowe powiązania z firmami farmaceutycznymi[43].
Przekonanie trzecie: ciało kobiety jest wadliwe
Ponieważ w naszej kulturze bycie mężczyzną od zawsze uważano za normę, większość kobiet przyswoiła sobie myśl, że z ich ciałem jest coś „nie tak”. Kobiety utwierdza się w przekonaniu, że muszą kontrolować wiele aspektów ciała, a ich naturalne zapachy, kształty i procesy (takie jak menstruacja) są po prostu nie do zaakceptowania. Kobietom wpaja się, że ich ciała są brudne – wymagają nieustannej kontroli pod kątem „świeżości”, tak aby nie „gorszyć”. Kobiety naturalnie mają więcej tkanki tłuszczowej niż mężczyźni, a obecnie – za sprawą tego , że odżywiamy się znacznie lepiej niż w minionych dekadach – są także tęższe od swoich matek i babć. Jednak przeciętna modelka, nasz kulturowy ideał, waży o 17% mniej niż przeciętna Amerykanka. Coraz więcej mężczyzn jest diagnozowanych z anoreksją lub bulimią, ale z 30 milionów diagnoz zaburzeń odżywiania w USA 20 milionów dotyczy kobiet[44].
Przypisywanie złych konotacji kobiecemu ciału sprawiło, że wiele kobiet albo obawia się ciała oraz jego naturalnych procesów, albo czuje do niego wstręt. Wiele kobiet na przykład nie wie, jakie w dotyku są ich piersi, gdyż nigdy ich nie dotykały w obawie przed tym, co mogłyby odkryć. U niektórych obmacywanie piersi może wzbudzać poczucie winy, ponieważ piersi są dla mężczyzn sferą erogenną, przez co ten akt może być przyrównywany do masturbacji – kolejna oznaka, jak całkowicie oddałyśmy nasze ciała mężczyznom. Pomaga to również wyjaśnić, dlaczego tak wiele kobiet odczuwa dyskomfort związany z karmieniem piersią, mimo przytłaczających dowodów na korzyści zdrowotne zarówno dla matek, jak i dzieci.
Kulturowe uwarunkowanie sprawia, że zarówno pracownicy służby zdrowia, jak i same kobiety postrzegają naturalne procesy fizjologiczne (jak menstruacja, menopauza i poród) jako dolegliwości zdrowotne wymagające leczenia. Wydaje się, że już w młodym wieku kobiety przyswajają przekonanie, że ich ciało może w każdej chwili zawieść, co stwarza podwaliny przyszłego związku z ciałem. Biorąc pod uwagę to, czego się nas uczy, nie możemy się dziwić, że tak wiele kobiet nie radzi sobie ze sobą i nie ma do siebie zaufania. Jeszcze zanim przyszłyśmy na świat, nasze ciało zostało „zmedykalizowane”. Ten proces wzmacniają „wizyty kontrolne” ze zdrowymi niemowlętami – preteksty do podawania zestawów szczepionek, z których żadna nie została należycie przetestowana z użyciem placebo, a co dopiero ich kombinacja. Obecnie 43% amerykańskich dzieci cierpi na jakąś chroniczną chorobę – od astmy, przez alergie, po cukrzycę[45].
Nasza kultura obawia się wszystkich naturalnych procesów, łącznie z narodzinami i śmiercią. Codziennie wpaja się nam lęk. Kiedy moja starsza córka miała siedem lat, ścinała z ojcem jakieś zarośla w ogrodzie. Nagle zaczęła płakać i przybiegła do domu z krwawiącym palcem. Rozcięła sobie skórę źdźbłem trawy. Spokojnie włożyłam jej palec pod strumień zimnej wody i zobaczyłam, że to niewielkie skaleczenie. Ona popatrzyła na mnie i powiedziała coś, co według mnie jest główną zasadą uzdrawiania: „Nie bolało, dopóki się nie przestraszyłam”.
Wiele przeprowadzanych rutynowo procedur, w szczególności na ciałach kobiet, nie znajduje oparcia w badaniach naukowych, ale ma źródło w uprzedzeniach wobec wrodzonej mądrości ciała i jego uzdrawiającej mocy. Niektóre procedury zrodziły się z przekazywanych z pokolenia na pokolenie, opartych na emocjach przekonań na temat kobiet. Jednym z przykładów jest rutynowe nacinanie krocza podczas porodu (nacięcie tkanki pomiędzy pochwą i odbytem, które rzekomo ma zrobić więcej miejsca dla główki dziecka). Chociaż badania ostatnich kilkunastu lat wykazują, że nacinanie krocza podczas porodu zwiększa utratę krwi, wywołuje ból, naraża na długoterminowe uszkodzenie dna miednicy i pęknięcie krocza (położne powtarzają to od lat), wciąż jest ono praktykowane. Dopiero w 2005 roku, kiedy w „Journal of the American Medical Association” opublikowano i nagłośniono wyniki badań dotyczących rezultatów rutynowego nacinania krocza podczas porodu, kobiety i lekarze zaczęli uważniej przyglądać się tej procedurze[46]. W następnym roku American College of Obstetricians and Gynecologists (Amerykańskie Kolegium Położników i Ginekologów) opublikował nowe zalecenia dotyczące niestosowania tej procedury. I choć liczba przypadków nacinania krocza od tego czasu spadła, w niektórych szpitalach ciągle jest to praktykowane zaskakująco często (na przykład w jednym ze szpitali w Los Angeles do nacięcia krocza dochodzi w przypadku 60% naturalnych porodów[47]).
Powodem, dla którego ta praktyka utrzymała się przez tak długi czas, na przekór danym naukowym, było szczere przekonanie położników, że rodzące ciało kobiety wymaga tej procedury dla ochrony dna miednicy i zapewnienia, by po porodzie pochwa była odpowiednio „ciasna”. Jedną z pierwszych rzeczy, których się uczyłam podczas stażu ginekologiczno-położniczego, było zakładanie szwu zwanego „mężowskim” po nacięciu krocza przy porodzie. Zgroza.
Takie nieracjonalne myślenie wśród pracowników służby zdrowia odchodzi w niepamięć wraz ze zwiększeniem się liczby lekarek (oraz profesorek na akademiach medycznych), ale to bardzo pilna kwestia. W latach 70. kobiety stanowiły zaledwie 7% ginekologów, dziś – to 57%, ogólnie jednak zaledwie 37% lekarzy stanowią kobiety[48]. Z czterdziestu czterech medycznych specjalizacji zaledwie w sześciu z nich mamy więcej lekarek niż lekarzy (najwięcej w pediatrii). Dobra wieść: obecnie wśród rezydentów w szpitalach kobiety stanowią aż 45%, więc proporcje powoli się zmieniają.
Odzyskiwanie władzy nad emocjami
Ostatecznie okazało się to ogromnie wzmacniające, gdy odkryłam, że żadne badanie naukowe nie jest w stanie dokładnie wyjaśnić, dlaczego moje ciało zachowuje się w dany sposób. Dzieje się tak dlatego, że w każdej z nas zachodzą niezliczone procesy, które nie istniały nigdy wcześniej i już nigdy nie zaistnieją. Ostatecznie możemy liczyć tylko na łączność z wewnętrznym przewodnictwem i emocjami. Nauka musi szczerze przyznać się do swoich ograniczeń i zostawić przestrzeń na tajemnicę, cuda oraz mądrość natury.
Mój ojciec mawiał: „Uczucia to fakty. Zwracaj na nie uwagę”. Jednak w trakcie edukacji szybko się nauczyłam, że uczucia, intuicja, duchowość i wszelkie doświadczenia, których nie da się wyjaśnić przy użyciu logicznej, racjonalnej części umysłu czy zmierzyć za pomocą pięciu zmysłów, są podejrzane lub dyskredytowane jako „myślenie magiczne”. Ogromny nacisk, który nasza kultura kładzie na intelekt, sprawia, że uczymy się lękać reakcji emocjonalnych. W szczególności kobiety są postrzegane jako emocjonalne, a zatem potrzebują być kierowane. Całe lata zajęło mi wyrwanie się z tego schematu! W swojej przełomowej książce Biologia przekonań (BMG Publishing, 2010, tłum. Bartosz Głowacki) doktor mikrobiologii Bruce Lipton, pionier w dziedzinie wpływu świadomości na komórki, pisze: „Bionaukowcy opierają się na konwencjonalnej teorii newtonowskiej – jeśli coś nie jest materią, […] nie ma znaczenia. «Umysł» jest niemożliwą do zlokalizowania energią i dlatego nie ma związku z opierającą się na materii biologią. Niestety, to postrzeganie jest «przekonaniem», które okazało się być w oczywisty sposób niepoprawne w świecie mechaniki kwantowej”. Całe społeczeństwo funkcjonuje w sposób, który odbiera nam kontakt z tym, co wiemy i czujemy.
Brak świadomości swoich wrodzonych potrzeb sieje w naszych ciałach i duszach nieodwracalne emocjonalne i fizyczne spustoszenie. Brak uznania potrzeb odpoczynku, intymności, dotyku, dobrego odżywiania, uznania itd. – i brak wiedzy, jak te potrzeby bezpośrednio zaspokoić – nie pozwala na połączenie z wewnętrznym przewodnictwem, co z kolei zasklepia nas w bólu, który tym bardziej narasta, im dłużej mu zaprzeczamy. Nieodczuwanie bólu pochłania ogrom energii, w wyniku czego często sięgamy po kulturowo uwarunkowane nawyki, takie jak substancje uzależniające, które powstrzymują nas przed konfrontacją z nieszczęściem i cierpieniem – skutkami niezaspokojonych potrzeb.
Niemal każda z nas wie, że nadużywanie alkoholu i narkotyków prowadzi do fizycznego wyniszczenia. Połowa ofiar wypadków w większości izb przyjęć trafia tam z powodu nadużywania alkoholu. Jak zauważył jeden z naszych anestezjologów: „Gdyby nie papierosy i alkohol, nie miałbym pracy!”. Jednak większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jak potężny i równie zgubny wpływ mają nałogowe zachowania, takie jak przepracowywanie czy przejadanie się, których celem jest unikanie emocji lub zaprzeczanie im.
Uzależnienie od seksu i wchodzenie w przypadkowe związki mają konsekwencje ginekologiczne i prowadzą do epidemii chorób przenoszonych drogą płciową, do których zaliczają się kłykciny kończyste, opryszczka i rak szyjki macicy. Moja była pacjentka, żona trzeźwiejącego alkoholika, cierpiała na przewlekłe zapalenie pochwy, którego przyczyny nie byłam w stanie odkryć. W końcu uświadomiła sobie, że jej mąż od lat leczył się codziennym seksem: „Zrozumiałam, że moje ciało było jego butelką – używał mojego ciała i seksu tak, jak używał alkoholu, a ja byłam przekonana, że podporządkowanie się mu jest moim małżeńskim obowiązkiem”.
Doświadczenia z własnej praktyki lekarskiej pozwoliły mi zrozumieć, że promowanie zdrowia i edukowanie w tym zakresie nie zmniejszą wydatków na służbę zdrowia, dopóki my – jako jednostki i społeczeństwo – nie docenimy naszych podstawowych ludzkich potrzeb i nie zobowiążemy się do ich współczującego spełniania. Dopiero wtedy będziemy mogły uczestniczyć w procesie odzyskiwania i tworzenia zdrowia. Każda znana mi otyła kobieta wie, co „powinna” jeść i nie potrzebuje dodatkowych informacji na temat odżywiania. Najpierw musi poczuć ból jej niezaspokojonych potrzeb intymności, uznania, żalu i akceptacji, które nadmiar jedzenia próbuje zaspokoić. Może się to zdarzyć tylko wtedy, gdy zostanie zachęcona do określenia tych potrzeb i nauczenia się, jak je umiejętnie i współczująco zaspokajać. Jej ciało i stan zdrowia zawsze będą wiarygodnym barometrem, pozwalającym jej zorientować się, jak sobie radzić w tym zakresie.
Moc nazywania
Pierwszym krokiem ku wprowadzeniu pozytywnej zmiany w życiu i zdrowiu jest zwerbalizowanie obecnego doświadczenia i danie sobie przyzwolenia na jego pełne odczuwanie – na poziomie emocjonalnym, duchowym i fizycznym. W latach 80. duże znaczenie miało dla mnie uświadomienie sobie, jak często uciekałam się do roli opiekunki i wybawczyni jako sposobu na zaspokojenie moich potrzeb uznania i nagrody. Kluczowe okazało się nazwanie tego zachowania „uzależnieniem od związków”. Wcześniej oczekiwałam, że to inni powiedzą mi i zapewnią mnie, że jestem w porządku. Inni ludzie byli dla mnie przykładem tego, jak mam się zachowywać, czuć i wyglądać; zawsze porównywałam siebie do innych. Wydawało mi się, że jeśli odmówię komuś, kto mnie potrzebuje, nie będę doceniana i kochana. Kiedy patrzę wstecz na swoje życie, widzę nie tylko to, jak trwały był ten wzorzec, ale także jaka poprawa nastąpiła dzięki temu, że zrozumiałam sposób zachowania i zmieniłam go. Nazwanie i zmiana zachowania znacznie poprawiły moje życie i zdrowie, podobnie jak zdanie sobie sprawy, że jestem empatką. Proste, choć nie łatwe.
Zrozumiałam, że moja tendencja do ratowania ludzi w potrzebie, potulność wobec innych i przytakiwanie wszystkim były próbą narzucenia pewnego rodzaju kontroli. Był to też kluczowy element mojej tarczy obronnej i strategii przetrwania. Wierzyłam, że jeśli powiem „tak”, zasłużę na miłość i akceptację otoczenia. Nie było to dobre ani dla mnie, ani dla innych, gdyż próba postawienia siebie w pozycji wybawczyni, substytutu czyjejś siły wyższej i wewnętrznego przewodnictwa nie pozwalała tym ludziom nawiązać kontaktu z własną mocą. Moje zachowanie sprawiało, że inni zajmowali pozycję ofiary, która mnie potrzebuje. To zachowanie było oczywiście spójne z tym, co nasza kultura wpaja kobietom – każda osoba o niższym statusie szybko się uczy, że aby przetrwać i się ochronić, musi zwracać baczną uwagę na potrzeby i oczekiwania tych, którzy stoją wyżej, i stawiać te oczekiwania i potrzeby wyżej niż własne. Normalna sprawa – z której trzeba się wyleczyć.
Obecnie, kiedy ktoś twierdzi, że mnie potrzebuje, natychmiast zapala się we mnie czerwona lampka. Zanim zdecyduję, jak postąpić, badam sytuację i czekam na podpowiedź wewnętrznego przewodnictwa. Nauczyłam się, że jeśli moja odpowiedź nie jest natychmiastowa i radosna, to prawie zawsze powinnam być na „nie”.
Jedną z najważniejszych cech ludzi w społeczeństwie uzależnień jest zależność. „Zależność jest stanem, w którym zakładasz, że ktoś lub coś z zewnątrz zadba o ciebie, bo nie jesteś w stanie sama tego zrobić” – pisze Schaef. „Osoby z osobowością zależną oczekują, że inni zaspokoją ich emocjonalne, psychologiczne, intelektualne i duchowe potrzeby”[49]. Przez całe wieki kobiety oczekiwały, że mężczyźni wyjdą naprzeciw ich potrzebom natury ekonomicznej (nie miały wielkiego wyboru, gdyż przez stulecia były, jak przedmioty, własnością mężczyzn), podczas gdy mężczyźni byli uzależnieni od kobiet, jeśli chodzi o zaspokajanie ich potrzeb emocjonalnych. Jedna z moich pacjentek tak powiedziała o swoim byłym małżeństwie: „Zgodziliśmy się, że on będzie zarabiał pieniądze, a ja zajmę się emocjami”. Dr Clarissa Pinkola Estés wskazuje, że jednym z powodów, dla których kobiety miały niewielki kontakt ze swoim twórczym instynktem, było spędzanie zbyt dużej ilości czasu na wspieraniu tych, którzy walczyli na wojnie – na polu bitwy czy korporacyjnej Ameryki[50].
Ten typ związków stwarza problemy, gdyż uniemożliwia prawdziwą bliskość. Intymność może się narodzić jedynie w związkach opartych na partnerstwie, a nie na wzajemnej zależności. Moi rodzice, ostrzegając mnie, udzielili mi dobrej rady: „Jeśli kiedykolwiek mężczyzna powie, że «cię potrzebuje», uciekaj jak najdalej”. To dobra rada.
Rozpoznanie sposobów, w jakie uczestniczymy w kulturze dominacji/uzależnień, pozwala uwolnić się z, dotykającego prawie wszystkie kobiety, kulturowo uwarunkowanego transu. Zbyt często definicja kulturowa bycia „dobrą” kobietą oznacza spełnianie wszystkich potrzeb – ale nie własnych. Chociaż samopoświęcenie dla innych przynosi miłość i akceptację na krótką metę, zawsze ostatecznie się wypala, ponieważ nasze ciała zaprojektowano tak, aby były zdrowe w takim stopniu, w jakim podążamy za pragnieniami naszych serc – nie mają zaspokajać potrzeb innych własnym kosztem.
Gdy już nazwiesz dane doświadczenie, uświadom sobie, jak je odczuwasz w ciele. Pozwól sobie poczuć je fizycznie. W przeciwnym razie twoje zachowanie – i zdrowie – pozostanie bez zmian. Świadome zdefiniowanie doświadczenia i zintegrowanie go na poziomie fizycznym i emocjonalnym sprawiają, że przestaje ono wpływać na nas z poziomu nieświadomości. Nowe postrzeganie zmienia każdą komórkę w ciele. Zaczynamy wtedy dostrzegać, jaki wpływ miałyśmy na nasze problemy i jak je utrwalałyśmy. Nazwanie tego, co ma na nas negatywny wpływ – a także artykułowanie niezaspokojonej potrzeby z tym związanej – to część procesu uwalniania się od negatywnego wpływu przeszłych traum. Często proces uzdrawiania nie rozpocznie się dopóty, dopóki nie pozwolimy sobie poczuć, jak jest źle (czy jak źle było w przeszłości). Uwalnia to emocjonalną i fizyczną energię, którą przez lata tłumiłyśmy, blokowałyśmy, odrzucałyśmy i ignorowałyśmy. Gdy pozwalamy sobie na pełne odczuwanie bez oceniania, uwalniamy energię. Dopiero wtedy możemy wyruszyć w kierunku naszych pragnień. Tabela 1 pomoże ci rozpoznać twoje cechy uzależnienia.
Jedna z moich byłych pacjentek cierpiała na przewlekłą i bolesną opryszczkę pochwy i warg sromowych. Choroby nie dało się wyeliminować za pomocą ani konwencjonalnych leków, ani terapii alternatywnej, jak zmiana diety. Po trzech latach bezowocnych poszukiwań metody powstrzymania nawrotów kobieta doszła do następującego wniosku: „Może powinnam po prostu powtarzać przez jakiś czas, że boli mnie pochwa. Kiedy byłam mała, nigdy nie mogłam tego powiedzieć matce”. Od momentu, gdy zaczęła wypowiadać tę prawdę na głos, rozpoczął się proces zdrowienia. Przez wiele lat ojciec wykorzystywał ją seksualnie, w co nie wierzyła jej matka. Pacjentka powoli zaczęła odkrywać swoje rany, nazywać je i uzdrawiać. Z wielkim współczuciem dla siebie uznała ból przeszłości, niezaspokojoną potrzebę żalu i dała świadectwo swojemu cierpieniu oraz uwolniła się od oceny siebie i rodziców. Dzięki temu ból stopniowo mijał, a jej twórcze życie pisarskie kwitło. Obecnie nie cierpi już na opryszczkę.
Z czasem zrozumiałam, że to, co społeczeństwo nazywa byciem „dobrą kobietą”, „dobrą lekarką” czy „dobrą matką” znajduje się niebezpiecznie blisko zachęty, by zatracić siebie w niesieniu pomocy innym własnym kosztem. Ostatnio przypomniało mi się, jak podstępne jest to przesłanie, gdy czytałam nekrolog kobiety, która zmarła we wczesnych latach 50. XX wieku. Zawierał m.in. takie oto zdanie: „Niestrudzenie pracowała na rzecz praw kobiet”. Za każdym razem, gdy widzisz słowo „niestrudzenie”, w jego miejsce użyj słowa „męczeńsko”. Wszystkie jesteśmy zmęczone. I mamy regularnie odpoczywać. Myślenie, że „niestrudzenie” jest odpowiednikiem „dobra” stanowi podłoże dla urazy, złości i ostatecznie choroby. Nauczyłam się, że mogę ofiarować służbę i przyjaźń innym na tyle, na ile udaje mi się osiągnąć to, czego potrzebuję dla siebie. Z czasem stworzyłam świat, w którym cała rodzina oraz wszyscy koledzy i bliscy zobowiązali się do życia w równowadze. Wynikiem uczenia się, jak dbać o siebie i słuchać własnego wewnętrznego przewodnictwa, było to, że stałam się o wiele bardziej skuteczna w pomaganiu innym, niż kiedykolwiek mogłam to sobie wyobrazić.
Tworzenie zdrowia to przyzwolenie, aby każdy przeszedł własny proces nauczania. Nikt za nikogo nie wyzdrowieje. Zrozumiałam, że ani ja, ani nikt inny nie zna wszystkich odpowiedzi. Każda kobieta, o ile tylko jest na to gotowa, może nawiązać kontakt z wewnętrznym przewodnictwem. Po latach brania odpowiedzialności za wszystkich, często własnym kosztem, już nie staram się (zazwyczaj) nikogo do niczego przekonywać.
W przypadku wielu kobiet praca i rodzina nie sprzyjają w pełni ich zdrowiu. Jednak jeśli wystarczająco dużo kobiet nauczy się głęboko siebie doceniać, nazwie swoje uzależnienia i zobowiąże się do życia w pełni i radości, nasza praca i środowisko także zaczną się zmieniać. Zmiana myśli i świadomości jest zawsze pierwszym krokiem ku zdrowiu. Aby ci w tym pomóc, przestudiuj tabelę 1 i uczciwie oceń, która z tych cech dotyczy ciebie.
Nazywanie i uzdrawianie emocjonalnego bólu i jego fizycznych następstw
Emocje i myśli mają na nas tak ogromny wpływ, ponieważ są fizycznie połączone z ciałem poprzez układ odpornościowy, dokrewny i centralny układ nerwowy. Nowe badania wykazały, że tkanka łączna w naszym ciele (zwana powięzią) funkcjonuje jak ciągła matryca krystaliczna, w której zmiana w jednym obszarze jest natychmiast przekazywana w całym systemie, ponieważ kryształy są dobrze znanymi przekaźnikami energii i przetwornikami. Oznacza to, że opadnięte ramiona, związane ze smutkiem i żalem, natychmiast przenoszą biochemię „smutku” w całym ciele. Z drugiej strony samo uśmiechanie się przesyła przeciwną wiadomość. Uniesienie ramion w geście zwycięstwa, jak robią często sportowcy, łączy się z wyższym poziomem testosteronu – dlatego właśnie towarzyszy zwycięstwu[51]. Wszystkie emocje, nawet te stłumione i niewyrażone, mają fizyczne następstwa. Niewyrażone emocje zwykle pozostają w ciele jako małe, tykające bomby zegarowe – są chorobą w inkubacji.
Kultura, która nie jest wspierająca dla kobiet i cech, które uznajemy za związane z kobiecością, już na wczesnym etapie nieuchronnie prowadzi do problemów zdrowotnych, ponieważ kontekst życia kobiety w znacznym stopniu przyczynia się do stanu jej zdrowia. Kiedy na przykład po raz pierwszy dostałam okresu, rozwinęły się u mnie astygmatyzm i krótkowzroczność. Musiałam nosić okulary. Bardzo często dziewczęta potrzebują okularów w okresie dojrzewania. W tradycyjnej medycynie chińskiej oczy znajdują się w tzw. meridianach wątrobowych, a główną emocją związaną z meridianem wątroby jest gniew. Ponieważ wielu młodym kobietom brakuje wsparcia niezbędnego do zidentyfikowania niezaspokojonych potrzeb, co podsyca ich gniew, a tym bardziej bezpiecznego miejsca do jego wyrażania w zdrowy sposób, nie ma się co dziwić, że wpływa to negatywnie na ich wzrok. Sama nosiłam w sobie rzeczywistą urazę, gdy musiałam używać okularów – nikt inny z rodziny ich nie miał. Teraz wiem, że było coś, czego nie chciałam zobaczyć. Byłam niewątpliwie dziewczyną w rodzinie i kulturze, w których panowały niepodzielnie męskie dążenia, a ja się na to wkurzałam – ale nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Miliony kobiet cierpią na przewlekłe bóle miednicy, zapalenie pochwy, torbiele jajników, kłykciny kończyste, endometriozę i dysplazję szyjki macicy (nieprawidłowe komórki szyjki macicy widoczne w rozmazie cytologicznym) – wszelkie choroby kobiecych organów. Te dolegliwości są językiem, którym przemawia do nas ciało. Poprzez dolegliwości ciało daje nam znać, że musimy uzdrowić głębszą, często nieuświadomioną ranę, która mówi, że nigdy nie jesteśmy wystarczająco dobre i że jesteśmy w jakiś sposób splamione.
Czterdziestojednoletnia kobieta pracująca na szczeblu kierowniczym przyszła do mnie z powodu wprawiających ją w zakłopotanie uderzeń gorąca. Pomimo przyjmowania czterokrotnie większej od zalecanej dawki estrogenu wciąż nie odczuwała ulgi. Poza zmniejszonym poziomem estrogenu uderzenia gorąca są powodowane zaburzeniami neuroendokrynologicznymi i nasilają się pod wpływem stresu. Obiektywnie i subiektywnie stres wzmaga częstotliwość i siłę uderzeń gorąca. Dwa lata wcześniej z powodu strasznego bólu miednicy mniejszej, który pojawił się w wyniku ciężkiej endometriozy, pacjentka została poddana histerektomii z usunięciem jajników. Teraz nic jej nie pomagało. Minęły dwa lata, zanim pacjentka powiedziała, że kiedy miała sześć lat, była wykorzystywana seksualnie w piwnicy sklepu ze słodyczami przez jego właściciela. Czuła się wtedy jak odrętwiała, nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Powiedziała: „Byłam sparaliżowana. Zabronił mi o tym komukolwiek mówić, bo wtedy przestanę być lubiana. Czułam okropny wstyd”. W dniu, kiedy mi o tym powiedziała, wciąż czuła się tak, jakby to ona zrobiła coś złego. Później przyznała, że wyszła z mojego gabinetu przekonana, że znając prawdę o niej, przestanę ją lubić.
Moja pacjentka, starając się odkupić swój wstyd, pracowała na dwa etaty od czasów szkoły średniej, zdobyła tytuł magistra zarządzania i odnosiła sukcesy w pracy. Praca, wysokie aspiracje i zdobywanie coraz to nowych tytułów miały „udowodnić, że jest coś warta” i zagłuszyć emocjonalny ból z dzieciństwa oraz poczucie, że jest niegodna i zła. Kiedy ostatni raz ją widziałam, wciąż nie opłakała swoich doświadczeń – emocjonalne wyzwolenie, wiem to, pomogłoby jej, gdy tylko byłaby gotowa.
Zgadzam się z moją pacjentką, że źródłem jej problemów fizycznych była trauma emocjonalna. Nie twierdzę, że wykorzystywanie seksualne, którego doświadczyła w dzieciństwie, „spowodowało” endometriozę czy przewlekły ból miednicy. Sugeruję jedynie, że nadużycia, jakich doświadczyła w dzieciństwie, tak częste wśród moich pacjentek, wdrukowały jej zestaw destrukcyjnych przekonań na temat własnej wartości i umiejętności kochania oraz bycia kochaną, które tkwiły w niej, przejawiając się jako dyskomfort w umyśle i ciele. Bez względu na to, czy doświadczyłyśmy traumy z dzieciństwa, prawda jest taka, że każda z nas jeszcze w łonie matki otrzymała od rodziców matrycę pewnych przekonań i zachowań – tak jak rodzice dostali je od swoich rodziców. Nie da się tego uniknąć. Zostajemy zaprogramowane, łącznie z zestawem górnych granic, w aspekcie tego, na co – w co wierzymy – zasługujemy w naszym życiu. Obejmuje to nasze oczekiwania w zakresie tego, jak zdrowe, jak rozwinięte i jak kochane mamy być. Te przekonania działają w naszej podświadomości, poza radarem naszej codziennej świadomości. Ale bezbłędnie przyciągają do nas doświadczenia, które wzmacniają to, w co już wierzymy.
Jedynym sposobem przekroczenia tych ograniczeń i rozpoczęcia procesu uzdrawiania jest uznanie własnej wartości i umiejętności kochania przy jednoczesnym odczuwaniu nieukojonego starego bólu emocjonalnego. Ludzkie serce ma niemal nieograniczoną zdolność transformacji emocjonalnego bólu poprzez proces żalu, przebaczenia i odpuszczenia. To nie jest proces intelektualny. Ten proces zachodzi w ciele. I, jak zauważa jungowska analityczka dr Marion Woodman, dusza przychodzi do nas przez ciało. Kiedy jedna z moich przyjaciółek była w trakcie trudnego rozwodu, rozpoczęła praktykę medytacji, podczas której pewnego dnia uświadomiła sobie, że kwestionowanie piękna w sobie jest kwestionowaniem Boga. To był punkt zwrotny w jej uzdrawianiu.
Tylko dostrajając się do odczuć płynących z ciała, możemy docenić wewnętrzne przewodnictwo. Jednak wciąż wymagamy od szkoły, by nam powiedziała, czego warto się nauczyć, od rządu, by zajął się społeczeństwem, i od lekarzy, aby nas zaszczepili przeciw najnowszym zarazkom. Uczymy się, że jeśli podporządkujemy się pewnym zasadom, wszystko będzie w porządku. Jedna z naszych pacjentek, u której niedawno rozwinął się rak wulwy, powiedziała: „Nie rozumiem, jak to się stało. Co roku robię badania kontrolne, mam prawidłowe wyniki badań cytologicznych, a mimo to zachorowałam na raka”. Podobnie jak ta pacjentka, często wierzymy, że same badania zabezpieczą nas przed chorobą.
Pierwszego dnia w pierwszej klasie szkoły podstawowej mojej młodszej córce powiedziano, kiedy jest odpowiedni czas dla uczniów na korzystanie z toalety. Poszłam do nauczycielki i powiedziałam jej, że w klinice regularnie przyjmuję kobiety z zaparciami i problemami z oddawaniem moczu. Kobiety nie mogą się wypróżnić w miejscu publicznym z powodu podobnych „zasad” wyniesionych w młodości z domu i ze szkoły, które upośledziły ich zdolność odczuwania prawidłowego funkcjonowania ciała. Nie chciałam, żeby coś takiego przytrafiło się mojej córce. Upewniłam się, że córka słyszy rozmowę z nauczycielką. Chciałam, żeby czuła moje wsparcie, korzystając z toalety wtedy, gdy poczuje taką potrzebę.
Uzdrowienie to pozostawianie zranień za sobą
Dopóki trzymamy się starych autodestrukcyjnych przekonań na temat wartości własnej czy innych, dopóty nie stworzymy dla siebie nowego świata. Jeśli nie zauważymy, w jaki sposób każdego dnia współpracujemy z systemem, który nas niszczy, narazimy się na niebezpieczeństwo pozostania wieczną ofiarą, zawsze obwiniając „kogoś tam” za nasze problemy. Podobnie jak maltretowana kobieta, która wydostaje się z trudnej sytuacji, gdy pewnego dnia uświadamia sobie, że jeśli w niej zostanie, to umrze, każda z nas musi rozpoznać, kiedy i w jaki sposób współpracuje z własnym uciskiem.
Jedna z moich przyjaciółek, wychowywana w katolickiej rodzinie w latach 50., opisuje wpływ przystępowania do spowiedzi na swoje ciało: „Pamiętam, że od siódmego roku życia musiałam chodzić do spowiedzi, szukając w sumieniu przewinień i występków, tkwiąc w pułapce strasznego dylematu, jakim była niemożność opisania tego, czego opisać się nie da – marzeń seksualnych, masturbacji – bo czy ktokolwiek potrafi to nazwać słowami? Czy w ogóle dziewczyny były do tego zdolne? Czy tylko ja miałam taki dylemat? Na karteczce z opisem procedury spowiedzi sugerowano, że te przewinienia zaliczają się do kategorii «nieczyste myśli i czyny». Jednak nawet w tak ocenzurowanej wersji nie byłam w stanie wyjawić tych zmysłowych wymiarów siebie jakiemuś ledwo widocznemu zza kratek konfesjonału mężczyźnie, którego oddech cuchnął papierosami i alkoholem. Bez pełnej spowiedzi nie można było przyjąć komunii świętej, a jeśli się to zrobiło, było się skazanym na piekło ze śmiertelnym grzechem na duszy. (Nie było wyjścia z sytuacji). Po raz pierwszy spotkałam się wtedy z dylematem etycznym.
Rozwiązanie znalazłam w nieświadomy i genialny sposób. Na początku okresu dorastania, kiedy miałam jakieś jedenaście lat, podczas mszy, tuż przed komunią, zawsze traciłam przytomność. Wynoszono mnie z kościoła i dopiero tam, na schodach, byłam w stanie oddychać, słyszałam ptaki i czułam słońce na twarzy. To trwało ponad rok. Nie miałam żadnej kontroli nad tymi omdleniami. Wstydziłam się tego, co robiło moje ciało, i dziwiło mnie to – zimne poty, dzwonienie w uszach i ogarniająca mnie nieunikniona ciemność. (Do dziś przytłacza mnie przebywanie w murach kościoła). Sprzeczne wymagania, które były dla mnie nie do przyjęcia, pozbawiały mnie przytomności”[52].
Sprzeczne wymagania kultury pozbawiają przytomności wiele kobiet. Wiele z nas zaczyna to dostrzegać. Uświadomienie sobie, że nie jesteśmy same w naszym cierpieniu, a nasze problemy pojawiają się w kontekście kulturowym, który częstokroć nas nie wspiera, wspomaga uzdrawianie z takich dolegliwości jak bóle miednicy, zespół napięcia przedmiesiączkowego czy zespół przewlekłego zmęczenia. Odzyskiwanie zdrowia, a następnie tworzenie go każdego dnia, wymaga nazwania naszych doświadczeń po imieniu – nieważne, jak są bolesne – i zrozumienia, że bez względu na przeszłość motor napędowy naszego życia jest w nas. Tylko wtedy możemy zdecydować się na prawdziwy rozkwit pomimo uszkadzających nasze zdrowie przekonań, które odziedziczyłyśmy po naszej kulturze i rodzicach.
Chociaż niezwykle pomocna jest obecność lekarza czy pracownika służby zdrowia, którzy uznają łączność pomiędzy umysłem i ciałem, ważniejsze jest, abyśmy my same doceniły, że nasze ciała i objawy somatyczne są częścią wewnętrznego przewodnictwa. Mają dla nas wiadomość. Zawsze. Dostrzegając, jak nasze przekonania i zachowania utrwalają niesprzyjające nam części systemu, możemy się uwolnić od nadmiernej zależności od systemu opieki medycznej. Jeśli upieramy się, że choroby i objawy płynące z ciała, takie jak endometrioza, mięśniaki czy zespół napięcia przedmiesiączkowego, są „czysto medyczne” i niezwiązane z innymi obszarami życia, uczestniczymy w systemie zależności od opieki lekarskiej, tym samym go utrwalając.
Jeśli nauczymy się dostrajać do języka naszych ciał, będziemy w stanie podejmować bardziej świadome decyzje dotyczące badań lekarskich oraz technologii, co w rezultacie może prowadzić do lepszych relacji z pracownikami służby zdrowia. Musimy zacząć ufać sobie i swojemu doświadczeniu równie mocno, jak ufamy danym laboratoryjnym. Jedna z moich pacjentek, u której rzadko występowało krwawienie miesięczne, zauważyła, że okres pojawiał się u niej za każdym razem, gdy była „zakochana”. Zaufała, że nie musi poddawać się całej gamie testów hormonalnych za każdym razem, gdy jej okres ustawał na kilka miesięcy. Zainteresowała się natomiast, jakie znaczenie ma dla niej menstruacja i jakie emocje są z nią związane. Gdy lekarz i pacjentka uznają swój zakres wiedzy oraz niewiedzy, a także kryjącą się za tym wszystkim tajemnicę, prawdziwe partnerstwo staje się możliwe, co przyniesie radość obu stronom.
Czytając tę książkę, pamiętaj, że wszystkie mamy wybór – i wszystkie mamy do dyspozycji wewnętrzne przewodnictwo oraz duchowe wsparcie, które mogą nam pomóc w osiągnięciu optymalnego zdrowia i spełnienia. Zlikwidowanie przepaści między umysłem i ciałem oznacza życie w pełni w kulturze, która często neguje ten sposób funkcjonowania w świecie. Nasze ciała i objawy cielesne są w tym przedsięwzięciu naszymi największymi sprzymierzeńcami, gdyż nic nie przykuwa uwagi równie szybko. Nasze ciała nigdy nie kłamią. Są niezawodnymi miernikami tego, jak w danej chwili żyjemy i jak o siebie dbamy.
Wiedz, że aby być zdrową i spełnioną, musisz mieć na tyle odwagi, by pozostać w kontakcie z mądrością twojego ciała i podążać za pragnieniami własnego serca. Jaka wiedza płynie z głębi ciała? Nie ma nic bardziej ekscytującego od świadomości, że nasze ciała i uczucia są jasną i otwartą ścieżką wiodącą w kierunku naszego przeznaczenia.
Tabela 2. Ciało jako proces a pogląd medyczny
Ciało jako proces | Pogląd medyczny |
ü Kobiece ciało odzwierciedla naturę i ziemię. | ü Kobiece ciało i jego procesy są nieokiełznane i zawodne. Wymagają zewnętrznej kontroli. |
ü Myśli i emocje są przesyłane za pomocą układu odpornościowego, dokrewnego i nerwowego. Są biochemicznymi zjawiskami. | ü Myśli i emocje są całkowicie oddzielone od ciała fizycznego. |
ü Fizyczne, emocjonalne, duchowe i psychiczne aspekty danej osoby są blisko ze sobą powiązane i nie da się ich oddzielić. | ü Człowieka można podzielić na całkowicie oddzielne, niepowiązane ze sobą części. |
ü Choroba stanowi część systemu wewnętrznego przewodnictwa. | ü Choroba jest przypadkiem losowym, po prostu się wydarza. Kobieta niewiele może zrobić, by jej zapobiec. |
ü Ciało każdego dnia tworzy zdrowie. Ma wrodzoną zdolność samouzdrawiania. | ü Ciało jest zawsze podatne na zarazki i choroby. Ciało ulega rozpadowi. |
ü Życie w pełnej zgodzie z własnym systemem wewnętrznego przewodnictwa zapobiega chorobom i tworzy zdrowie każdego dnia. | ü W tym systemie nie da się zapobiegać chorobom. Tak zwane zapobieganie jest jedynie rozpoznawaniem chorób. |
ü Zajmuje się życiem w pełni. Skupia się na tym, co idzie dobrze i nie zaprzecza śmierci. | ü Zajmuje się unikaniem śmierci za wszelką cenę. Skupia się jedynie na tym, co może się nie udać. |
ü Prawdziwa jaźń nigdy nie umiera. | ü Śmierć jest postrzegana jako porażka i jest ostateczna. |
Rozdział 2. Kobieca inteligencja i nowy sposób uzdrawiania
Ostatecznie nie jestem w stanie oddzielić mózgu od ciała. Świadomość to nie tylko głowa. Nie chodzi też o wyższość umysłu nad ciałem. Jeśli weźmiemy pod uwagę DNA kierujące tańcem peptydów, ciało jest zewnętrznym przejawem umysłu.
– dr Candace Pert
Umysł jest ściśle połączony z ciałem poprzez układ odpornościowy, dokrewny i ośrodkowy układ nerwowy. Współczesne badania na temat umysłu i ciała potwierdzają to, co w starożytnych tradycjach uzdrawiania wiadome było od zawsze: ciało i umysł stanowią jedność. Nie ma choroby psychicznej czy emocjonalnej, która nie byłaby zarazem somatyczna. Myśli są językiem umysłu. Emocje są językiem ciała. Inspiracja jest językiem ducha. Musimy nabrać biegłości w tych językach, aby osiągnąć i utrzymać zdrowie.
Zrozumieć jedność ciała i umysłu
Nauka o połączeniu umysłu i ciała (psychoneuroimmunologia) pomaga wyjaśnić, w jaki sposób okoliczności życiowe wpływają na ciało. Badania z tej dziedziny wykazały, że zjawiska hormonalne i neurologiczne oraz subtelne pola elektromagnetyczne w ciele i wokół ciała są ważnymi spoiwami między raną kulturową, którą nazywamy psychologiczną lub emocjonalną, a problemami, z jakimi spotykają się kobiety, na przykład natury ginekologicznej, które określamy mianem fizycznych.
Wiele ofiar wykorzystywania seksualnego odcina się od ciała. Niektóre kobiety doświadczają siebie w ciele tylko od szyi w górę. Jedna z moich pacjentek, u której występują plamienia międzymiesiączkowe, powiedziała: „Nie chcę myśleć o niczym, co jest od pasa w dół. Nienawidzę tej części ciała. Chciałabym, żeby ta część po prostu zniknęła”. Ujawnienie tego przekonania wskazało, od czego należy rozpocząć uzdrawianie. Plamienia przykuwały jej uwagę do wymagającej uzdrowienia, wypartej części ciała. Moja koleżanka czasami prosi pacjentki, żeby narysowały swój portret. Jedna z nich, cierpiąca na przewlekły ból miednicy mniejszej, narysowała autoportret od pasa w górę. Moja koleżanka wskazała kobiecie, że być może poprzez ból miednica stara się zwrócić na siebie jej uwagę.
Nauka o związku umysłu i ciała wyjaśnia, jak emocjonalne i psychiczne zranienie przeobraża się w ranę fizyczną. Dzięki temu możemy uzdrowić się z tych dolegliwości. Wszystkie choroby, uzdrawianie z chorób i kreowanie zdrowia to procesy, które jednocześnie zachodzą na poziomie fizycznym, psychologicznym, emocjonalnym i duchowym.
Jeszcze do niedawna naukowcy twierdzili, że informacje w układzie nerwowym są przekazywane z nerwu do nerwu w procesie linearnym, tak jak w przypadku zwykłego połączenia elektrycznego. Obecnie wiemy, że nasze narządy wewnętrzne komunikują się bezpośrednio z mózgiem i na odwrót dzięki przekaźnikom chemicznym (neuropeptydy), których uwolnienie może zostać wywołane przez nasze myśli i emocje. Dotychczas wierzono, że receptory neuropeptydowe są rozmieszczone jedynie w układach dokrewnym i odpornościowym organizmu oraz w komórkach nerwowych. Obecnie wiemy, że takie organy jak nerki czy jelita mają własne receptory dla neuroprzekaźników. Mają je także krwinki i wszystkie komórki układu odpornościowego. Poniekąd dzięki tym substancjom nasze emocje bezpośrednio wpływają na ciało fizyczne.
Poszczególne organy ciała zawierają receptory dla tych mediatorów myśli i emocji. Ponadto organy wewnętrzne i układ odpornościowy są w stanie wyprodukować takie same związki chemiczne. Oznacza to, że całe ciało czuje i wyraża emocje – wszystkie składające się na nas części myślą i czują. Udowodniono na przykład, że jelito produkuje więcej przekaźników nerwowych niż mózg[lxii]. Co więcej, krwinki białe produkują przypominającą morfinę substancję uśmierzającą ból. Mają także receptory tej substancji. Na mocy połączenia ciało–umysł możemy sami, bez stosowania leków, regulować poziom bólu.
Dr med. Herbert Benson z Benson-Henry Institute for Mind Body Medicine przy Massachusetts General Hospital w Bostonie uważa, że tlenek azotu jest kluczem do mocy efektu placebo. Pozytywne i pełne nadziei emocje odczuwane przez pacjenta, gdy przyjmuje leki, które jego zdaniem mogą być korzystne, powodują wzrost poziomu tlenku azotu w ciele, a to z kolei ma pozytywny wpływ na zdrowie – nawet jeśli lek nie zawiera składników aktywnych. Skutki obecności tlenku azotu odczuwane są w całym ciele natychmiast. Jest on również związany z niższym ciśnieniem krwi. Benson sugeruje ponadto, że zwiększona ilość cząsteczek tlenku azotu w mózgu może wywoływać potrzeby związane z głębokimi doświadczeniami duchowymi.
Najwyraźniej macica, jajniki i piersi są również pod silnym wpływem tlenku azotu i wszystkich innych neurochemicznych odpowiedników myśli i emocji, w tym hormonów. Jajniki i nadnercza są podstawowymi miejscami produkcji hormonów. Wraz z macicą, pochwą i piersiami one również mają receptory hormonów, dzięki czemu mogą otrzymywać wiadomości z mózgu, układu odpornościowego i innych narządów. Łatwo więc zrozumieć, że kiedy jesteśmy smutne, nasze kobiece narządy „czują się” smutne, a ich funkcje są upośledzone. Natomiast kiedy jesteśmy szczęśliwe, nasze żeńskie narządy reagują w naturalny i prawidłowy sposób.
Nasze myśli, emocje i mózg komunikują się bezpośrednio z układem odpornościowym, nerwowym i dokrewnym oraz z narządami ciała. Co więcej, chociaż te układy bada się i postrzega jako odrębne, w rzeczywistości są one elementami tego samego układu. Jeśli macica, jajniki, białe krwinki i serce produkują takie same związki chemiczne, jakie produkuje mózg podczas procesu myślenia, gdzie zatem w ciele jest umysł? Odpowiedź brzmi: umysł jest w całym ciele, a nawet poza ciałem[lxiii]. Mało tego, rozległe badania na temat modlitwy wskazują, że nasze umysły są nieumiejscowione i w dużej mierze wpływają na rzeczywistość poza ciałem[lxiv].
Musimy znacznie rozwinąć cały koncept „umysłu”. Nie możemy ograniczać umysłu do mózgu czy intelektu; umysł istnieje w każdej komórce ciała. Każda myśl ma swój biochemiczny odpowiednik. Dokładnie to samo dotyczy emocji. Jak mawia moja koleżanka: „Umysł jest przestrzenią pomiędzy komórkami”. Czy jesteś więc gotowa wysłuchać części umysłu reprezentowanej przez macicę, która komunikuje się z tobą poprzez ból lub nadmierne krwawienie?
Gdy zapytałam zamężną, trzydziestopięcioletnią prawniczkę, u której nagle wystąpiły krwawienia międzymiesiączkowe, o to, co się dzieje w jej życiu, kobieta się oburzyła: „Wydaje mi się, że to medyczny problem”. Chciała przez to powiedzieć, że problem był czysto somatyczny i w żaden znaczący sposób niepowiązany z innymi obszarami jej życia. Spokojnie wyjaśniłam, że gdyby złamała nogę, zadałabym jej to samo pytanie, i wskazałam, że wszystkie objawy są „fizyczne”. Pacjentka się uspokoiła i wyznała prawdę. Niedawno przeżyła pozamałżeńską przygodę, która wywołała w niej poczucie winy i lęk, że zaraziła się jakąś chorobą przenoszoną drogą płciową. Nieregularne krwawienia zaczęły się wraz z początkiem romansu. Dzięki tym dodatkowym informacjom mogłam otoczyć pacjentkę lepszą i bardziej odpowiednią opieką lekarską, a ona zrozumiała, że nie musi dzielić swojej osoby na niepowiązane ze sobą części.
Jedna z moich pacjentek, cierpiąca na ból barku, którego źródłem było przewlekłe, wzmożone napięcie mięśniowe, poszła na sesję biofeedbacku. Ucząc się rozluźniania mięśni barku, zauważyła, że pod wpływem pewnych myśli napięcie wzrastało. Jedną z nich była myśl o tym, że jako dziecko dostawała klapsy. Kolejną była choroba męża i wynikające z niej konsekwencje dla niej samej. Z drugiej strony, gdy myślała o pozytywnych aspektach swojego życia, mięśnie się rozluźniały. Zrozumiała, że jej lęki i przekonania są zakodowane w ciele. Dzięki biofeedbackowi stało się dla niej jasne, że tkanka mięśniowa ma uczucia, myśli i pamięć, które składają się na mądrość jej ciała.
Umysł i dusza, które przenikają całe ciało, są o wiele rozleglejsze, niż jesteśmy w stanie pojąć to rozumowo. Wewnętrzne przewodnictwo przemawia do nas przede wszystkim poprzez uczucia i mądrość ciała – a nie poprzez intelektualne zrozumienie. Jeśli poszukujemy wewnętrznego przewodnictwa jedynie za pomocą intelektu – tak jakby istniał poza nami i poza naszym najgłębszym pojmowaniem – utykamy w poszukiwaniach i skutecznie uciszamy wewnętrzne przewodnictwo. Intelekt jest najskuteczniejszy, jeśli służy intuicji, sercu, wewnętrznemu przewodnictwu, duszy, Bogu, sile wyższej – czy jakkolwiek byśmy nie nazwali tej pobudzającej do życia duchowej energii.
W momencie, gdy uznamy, że jesteśmy czymś więcej niż tylko intelektem, a przewodnictwo pochodzi z przenikającego cały wszechświat umysłu, uzyskamy dostęp do wewnętrznej zdolności uzdrawiania. Jak niegdyś powiedział William James: „Moc, która może poruszyć świat, tkwi w podświadomości”.
Współtworzymy nawzajem swoją biologię
Psycholog Mario Martinez, autor książki The Mind Body Code (Sounds True, 2014) i założyciel Biocognitive Science Institute pociąga nawet dalej wątek połączenia umysłu i ciała. Wskazuje, że każdy człowiek bardzo mocno wpływa na biologię innych osób. Dosłownie konstruujemy się nawzajem. Na przykład jeśli jesteś traktowana z szacunkiem i podziwem, odbije się to pozytywnie na twoim ciele. Jednak jeśli inni będą uważać za nieakceptowalne twój wiek, etniczność czy preferencje seksualne, będziesz się spotykać z szyderstwem i przemocą – będziesz mieć poczucie, że coś jest z tobą nie w porządku.
Jesteśmy istotami stadnymi. Potrzebujemy wsparcia otoczenia, aby utrzymywać w zdrowiu swój układ odpornościowy (więcej o tym później). Sieć wsparcia społecznego to nasza rodzina, współpracownicy – nasze plemię. Jest oczekiwane, że aby dopasować się do plemienia, będziemy utrzymywać pewne standardy zachowania, które są na nas wymuszane albo zostają zinternalizowane.
W XIV wieku istniały grupy ludzi mieszkające na ogrodzonych terenach. Podlegały ochronie, dopóki nie przekraczały granicy. Gdy ktoś postanawiał opuścić mury, tracił ochronę swojego plemienia. Nie żyjemy już wewnątrz murów, ale każde plemię ma wgrane pewne, często niezwerbalizowane, zasady zachowania i poglądy, których podzielanie i przestrzeganie zapewnia członkom ochronę i poczucie przynależności. Współczesna konwencjonalna medycyna również jest takim plemieniem – oczekuje od swoich członków i członkiń ścisłego trzymania się wytycznych formułowanych przez różnego rodzaju instytucje zarządcze takie jak American Heart Association (Amerykańskie Stowarzyszenie na rzecz Serca) czy American College of Obstetricians and Gynecologists (Amerykańskie Kolegium Położników i Ginekologów) – grupy, których standardy często powstają pod mocnym wpływem instytucji zapewniających im finansowanie, na przykład firm farmaceutycznych. Jeśli lekarka kwestionuje takie podejście lub sugeruje inne rozwiązania niż leki czy zabiegi chirurgiczne, często musi za to zapłacić. To samo dzieje się w przypadku milionów kobiet, które przez wiele lat cierpiały z powodu molestowania w miejscu pracy, ale nie mówiły o tym ze strachu, że osoby stojące wyżej w jakiś sposób je ukarzą.
Dr Martinez zauważa, że plemiona na całym świecie stosują trzy rodzaje sankcji, by utrzymać ludzi w ryzach: wstyd, porzucenie i zdradę. Ich pojawieniu się towarzyszy zawsze reakcja fizjologiczna – produkcja interleukiny 6 (IL-6), która z czasem prowadzi do stanu zapalnego w komórkach, przyczyny wielu chronicznych chorób degeneracyjnych. Wszyscy potrzebujemy bezpieczeństwa i poczucia przynależności dla zdrowia i dobrostanu, nic więc dziwnego, że te sankcje tak skutecznie utrzymują nas w dalekich od optymalnych warunkach. Zostaniemy – źle; sprzeciwimy się – też niedobrze.
Systemy wierzeń odziedziczone w rodzinie i kulturze przytłumiają naszą wewnętrzną mądrość. To na przykład przekonanie, że każda kobieta znajduje spełnienie w macierzyństwie albo że mężczyźni nie płaczą. To, co mówi nam dusza i wewnętrzna mądrość, moc, która prowadzi nas do dobrostanu, zostaje zepchnięta na boczny tor, dopóki choroba, uraz czy etap rozwojowy (taki jak menopauza) nie wybudzi nas z tego kulturowego czy rodzinnego transu.
Wierzenia i zachowania są przekazywane w rodzinie podobnie jak kolor oczu czy odcień skóry. Wszystkie plemiona – czy to profesjonalne, czy rodzinne, czy religijne, czy klasowe – bardzo mocno wpływają na nasze przekonania i sposób działania. Jeśli kwestionujemy te standardy i zachowania, narażamy się na jedną z tradycyjnych kar, która wpływa na nasz układ odpornościowy, dopóki nie nauczymy się czerpać wsparcia z innego miejsca. Ta książka może być takim innym miejscem.
Kobieca inteligencja: jak ucieleśniają się myśli
Kobiety (i wielu mężczyzn) mają zdolność rozumienia jednocześnie za pomocą ciała i mózgu. Dzieje się tak poniekąd dlatego, że dzięki konstrukcji mózgu za każdym razem, gdy się komunikują, mają dostęp do informacji zawartych w obydwu półkulach mózgowych oraz w ciele.
Uczono mnie w szkole, abym nigdy nie ufała własnym procesom myślowym, gdyż nie pasowały one do opartego na dualizmie systemu edukacji. Na przykład w testach wielokrotnego wyboru zawsze znalazłam powód, dla którego prawie każda odpowiedź mogła być prawidłowa. Zawsze widziałam „szerszą perspektywę” i rozumiałam, jak wszystko jest ze wszystkim połączone. Omawiając błędne odpowiedzi, mój nauczyciel zwykł mawiać: „Doszukujesz się rzeczy, których nie ma. Właściwa odpowiedź jest oczywista”. Dla mnie nie zawsze była oczywista. Teraz, gdy nauczyłam się doceniać bliskie związki między moimi myślami, emocjami i ciałem fizycznym, zaczęłam w pełni wykorzystywać inteligencję. Wstrząsająca jest świadomość, jak wiele wysoce inteligentnych kobiet uważa się za głupie tylko dlatego, że w dużej mierze nie docenia się ich inteligencji. Jak mówi dr Linda Metcalf: „Kobiety myślą, że ich intelekt jest męskim konstruktem w ich głowach”.
Zrozumiałam, że, podobnie jak wiele innych kobiet, mówię i myślę wielowątkowo, spiralnie, jednocześnie używając obu półkul mózgowych oraz inteligencji ciała. Dr Jean Houston, antropolożka, pisarka i wizjonerka, tak opisuje ewolucję wielopoziomowego myślenia: „Przez tysiąclecia kobiety w jaskiniach jedną ręką mieszały zupę, podrzucały dziecko na biodrze i wykopywały włochatego mamuta za drzwi”. Ewoluowałyśmy z koniecznością podzielności uwagi – rozumiejąc, jakie konsekwencje będą miały nasze działania nie tylko dla nas, ale dla całej rodziny czy plemienia.
Zrozumiałe jest więc, że taka struktura mózgu rozwinęła się u płci, która musiała równoważyć tak wiele różnych wymagań i obowiązków; musiała wspierać multimodalne, wielozadaniowe podejście do życia[lxv]. U większości kobiet ciało modzelowate, część mózgu łącząca prawą i lewą półkulę mózgową, jest grubsze niż u większości mężczyzn. Oznacza to, że mózg kobiety jest inaczej „okablowany” niż mózg mężczyzny. Myśląc i werbalizując myśli, większość mężczyzn zwykle używa lewej półkuli mózgowej; ich rozumowanie jest linearne i nastawione na znajdowanie rozwiązań. Mężczyźni docierają do „sedna”. Alison Armstrong, autorka The Queen’s Code (PAX Programs, 2013), wskazuje, że większość mężczyzn jest albo w trybie łowcy (prosto do celu), albo w trybie wojownika (ukrywają uczucia, by nie mogły zostać użyte przeciwko nim). Kobiety natomiast są w trybie zbieraczek – szukają powiązań i podobieństw, angażując równocześnie więcej obszarów mózgu, kiedy się komunikują. Ponadto używają jednocześnie prawej i lewej półkuli mózgowej. Kobiety, gdy mówią i myślą, mają większy dostęp do mądrości ciała niż większość mężczyzn, ponieważ prawa półkula mózgowa jest mocniej połączona z ciałem.
Nie oznacza to, że męski mózg nie ma takiej zdolności. Po prostu przez wieki mężczyźni nie byli zachęcani do jej rozwijania. Przez ostatnie pięć tysięcy lat w społeczeństwie Zachodu panowało przekonanie, że linearna, bazująca na lewej półkuli mózgowej metoda komunikacji jest lepsza, natomiast bardziej cielesny, kobiecy sposób mówienia i myślenia jest gorszy i „mniej rozwinięty”. Anne Moir i Daniel Jessel, autorzy książki Płeć mózgu. O prawdziwej różnicy między mężczyzną a kobietą (PIW, 2010, tłum. Nina Kancewicz-Hoffman), piszą: „Mężczyźni to płeć, która przekazuje pierwszą rzecz, jaka przychodzi im do głowy, podczas gdy kobiety komunikują się w oparciu o znacznie szerszy repertuar. Wszelkie dowody wskazują na to, że w mózgu kobiety odbywa się aktywniejsza i obszerniejsza wymiana informacji”[lxvi]. Niestety, zamiast rozwijać cielesne myślenie, uczymy się odrzucać tę wrodzoną zdolność.
W rozmowie z socjolingwistką dr Deborą Tannen Robert Bly powiedział: „Słowa są w jednym płacie mózgowym, a uczucia w innym. Oznacza to, że kobiety są w stanie połączyć je ze sobą dużo szybciej od mężczyzn. Kobiety mają w głowie autostradę. Natomiast mężczyźni, jak skomentował to Michael Mead, mają wąskie, zakorkowane wiejskie drogi i jeśli udaje się z nich wydusić słowo, jest się prawdziwym szczęściarzem”[lxvii].
Mój były mąż zwykł mawiać: „Nie mogłabyś tego wyrazić zwięźlej? Nie możesz powiedzieć wprost, o co ci chodzi?”. To jest wyraz typowo męskiego sposobu komunikacji. Mówiąc lub myśląc, używam języka, który określa bogactwo tego, co się dzieje w moim umyśle i ciele w momencie przekazywania myśli. Lubię bawić się słowami, a samo mówienie sprawia mi przyjemność. Często, kiedy mówię o czymś przez jakiś czas, pozwalając myślom płynąć z całego ciała i mózgu, zanim je wypowiem, zaczynam rozumieć swoje uczucia. Dzięki werbalnemu przetwarzaniu myśli lub ich spisywaniu poznaję siebie.
W odróżnieniu ode mnie mój były mąż używał jak najmniejszej liczby słów. On i podobni do niego mężczyźni muszą dotrzeć do sedna, wyniku lub rozwiązania, a wszystko musi mieć finał, w przeciwnym wypadku w ogóle nie warto o tym rozmawiać. Dla większości mężczyzn proces docierania do sedna jest nużący i bezwartościowy. Dr George Keller, kolega po fachu praktykujący medycynę holistyczną, ujął to tak: „Mężczyźni rozmawiają, pomijając czasowniki. Kobiety rozmawiają, pomijając rzeczowniki”. Nawiązując do fizyki kwantowej, która naucza, że cząsteczki i fale to po prostu inne formy materii, dr Keller zauważył: „Mężczyźni mówią językiem cząsteczek. Kobiety mówią językiem fal”.
Wielowątkowe, powiązane z ciałem myślenie sprawia, że większość kobiet może pójść do sklepu spożywczego bez listy i pamiętać, co miały kupić, a także przypomnieć sobie nagle o innych potrzebnych rzeczach. Kiedy moje dzieci były małe, a ja dużo operowałam, byłam w stanie prowadzić operację, jednocześnie wiedząc, co robią dzieci, i pamiętając, że w drodze do domu muszę kupić ręczniki papierowe i chleb. Mój mąż natomiast był w stanie myśleć tylko o jednej lub dwóch rzeczach czy zadaniach naraz – i często zapominał, po co w ogóle poszedł do sklepu.
Uświadomienie sobie pełni inteligencji i docenienie kluczowej roli wewnętrznego przewodnictwa, intuicji i emocji jako części kobiecej inteligencji są bardzo uzdrawiające i wzmacniające. Zaakceptowanie tych aspektów siebie zmienia naszą percepcję. Możemy wtedy, bez umniejszania mężczyzn czy siebie, świętować różnice między męską i żeńską inteligencją.
Cielesność przekonań
Myśli stanowią ważną część mądrości ciała, ponieważ, w miarę jak się uczymy i rozwijamy, możemy zmieniać swoje opinie (oraz myśli) na dany temat. To punkt wyjścia niezwykłej książki Możesz uzdrowić swoje życie Louise Hay (Medium, 1998, tłum. Teresa Kruszewska), którą wydała sama po sześćdziesiątce, oferując wsparcie w dotarciu do mocy samouzdrowienia milionom osób na całym świecie. Nieustannie powtarzana myśl staje się przekonaniem. Następnie przekonania zmieniają biologię. Przekonania są wibrującymi siłami, które tworzą fizyczne podstawy życia i zdrowia. Naprawdę kształtujemy swoją rzeczywistość – myśl za myślą, emocja za emocją. Gdy zdasz sobie sprawę z mocy, która się tym wiąże, odkryjesz, że masz klucze do własnego życia. Uczymy się wpływać na swoje ciało za pomocą wibracji, a nie tylko czekać, aż coś się zepsuje. Proste, ale nie łatwe.
Jeśli nie przepracujemy autodestrukcyjnych, niskowibrujących myśli i wynikających z nich uczuć („Jestem bezwartościowa”, „Nigdy nie będę wystarczająco dobra”), destrukcyjne myśli i stłumione emocje przejawią się w postaci chorób fizycznych, ponieważ emocje wpływają na biochemię układu odpornościowego i dokrewnego. Takie choroby jak reumatoidalne zapalenie stawów, stwardnienie rozsiane, niektóre choroby tarczycy czy liszaj rumieniowaty to tylko kilka przykładów chorób autoimmunologicznych, to znaczy takich, w których układ odpornościowy atakuje własny organizm.
Medyczne medium Anthony William mówi, że jest to głęboko nieprawdziwe i że nasze ciała zawsze dążą do uzdrowienia – idea, że nasz własny układ odpornościowy działa nam na szkodę, pozbawia nas mocy. Zgadzam się z tym. Ciągle jednak prawdą jest, że zapalenie na poziomie komórkowym jest przyczyną tych chorób, bez względu na ich źródło. Kluczem do uzdrowienia jest więc zastąpienie zapalnych myśli (takich jak „Jestem bezużyteczna”, „Nie da się mnie kochać”) i zachowań („Nie zabieraj mi wina, potrzebuję się rozluźnić!” czy „Po co w ogóle próbować? Mnie się nigdy nic nie udaje”) łagodniejszym, bardziej życzliwym podejściem (jak: „Wow, pH mojej krwi jest zawsze idealne! Nie muszę nic z tym robić! Moje ciało jest niesamowite!” albo „Wyobraź sobie tylko, że kiedy śpię w nocy, moje serce nie przestaje bić i ciągle oddycham. To się dzieje samo. Jestem taka wdzięczna!”).
Literatura łącząca konkretne myśli i zachowania z chorobami jest obszerna. Oto kilka przykładów. Depresja bywa łączona nie tylko z autodestrukcyjnymi zachowaniami, ale także z depresją układu immunologicznego[lxviii]. Depresja jest również niezależnym czynnikiem ryzyka zawału serca i osteoporozy. Wiele kobiet, u których występują choroby autoimmunologiczne, cierpi także na depresję. Z badań wynika, że stres i samotność mogą uaktywnić latentny (utajony) wirus opryszczki[lxix]. Podobnie jest w przypadku wirusa Epsteina–Barr, który ma związek z zespołem chronicznego zmęczenia i fibromialgią (przewlekłym bólem mięśni i stawów), które według Williama odpowiadają za objawy nie tylko zespołu chronicznego zmęczenia, ale też choroby Hashimoto. Powiązanie między emocjonalnym stresem a objawami zakażeniem wirusem Epsteina-Barr jest jednym z powodów, dlaczego, choć 90% populacji miało kontakt z tym wirusem i ma na niego przeciwciała, tylko niewielki procent rzeczywiście cierpi na tę chorobę. Sprawa wygląda podobnie w przypadku ludzi zakażonych bakteriami Helicobacter pylori, które powodują wrzody żołądka, oraz tych, którzy cierpią na zakażenia drożdżakowe. Taka informacja ma szczególne znaczenie dla kobiet, ponieważ co najmniej 80% tzw. chorób autoimmunologicznych dotyka właśnie nas[5]. Nawet endometrioza, nowotwory, cukrzyca, epilepsja, przedwczesna menopauza, bezpłodność i przewlekłe zapalenie pochwy łączą stan zapalny na poziomie komórkowym.
Kultura, w której żyjemy, ma znaczny wpływ na nasze przekonania. Wspólne przekonania kształtują typ społeczeństwa. Biorąc pod uwagę nasze społeczeństwo, nie powinno nikogo dziwić, że kobiety tak wiele wydarzeń w swoim życiu uznają za stresujące. W kilku badaniach naukowych dostrzeżono powiązania między niemożliwym do uniknięcia stresem i pewną formą immunosupresji (hamowanie odpowiedzi immunologicznej). Szok emocjonalny powoduje uwalnianie endogennych opiatów (substancji morfinopodobnych) oraz kortykosteroidów (hormonów kory nadnerczy), które uniemożliwiają białym krwinkom ochronę ciała przed rozwojem raka i zakażeniami. Niedawne badanie, które objęło ponad 54 tysiące kobiet, wykazało trzykrotnie większe ryzyko rozwoju autoimmunologicznego tocznia u osób z PTSD i dwukrotnie wyższe – wśród kobiet, które doświadczyły traumy[lxx].
Ludzie pogrążeni w beznadziei i rozpaczy, którzy nie widzą możliwości wyjścia z sytuacji stresowej, mają wyższy poziom kortykosteroidów i immunosupresji niż ci, którzy lepiej sobie radzą w trudnych sytuacjach[lxxi]. W ciałach ludzi narażonych na sytuacje, które według nich powodują niemożliwy do uniknięcia stres, uwalniają się opioidy (enkefaliny), które dosłownie znieczulają komórki ciała (analgezja wywołana przez stres)[lxxii]. Jeśli taka sytuacja trwa długo, ciało traci zdolność niszczenia komórek rakowych oraz bakterii[lxxiii].
Znana mi młoda kobieta spędziła lato na wolontariacie w obcym kraju dotkniętym klęską żywiołową, która pociągnęła za sobą kryzys gospodarczy, problemy zdrowotne i wzrost przestępczości. W niebezpiecznych warunkach umieszczono wolontariuszkę w mocno strzeżonym budynku i zabroniono jej wychodzić samej na zewnątrz. Niedługo po przybyciu odkryła, że z powodu niewystarczającej infrastruktury nie będzie mogła pomóc tyle, ile chciała. Czuła się uwięziona, odizolowana, ogromnie rozczarowana i pozbawiona możliwości poprawienia swojego stanu.
Przez kilka pierwszych tygodni miała silną biegunkę, po której jej układ pokarmowy nie mógł dojść do siebie. Gdy wróciła do domu, objawy nie ustąpiły. Biegunka unieruchomiła ją na kolejny tydzień. Wtedy też rozpoczęło się u niej silne zakażenie dróg moczowych i irytujące objawy neurologiczne. Badanie za pomocą rezonansu magnetycznego wykazało, że dziewczyna cierpi na poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego – stan, którego przyczyną jest uszkodzenie osłonki mielinowej chroniącej włókna nerwowe w konkretnym miejscu rdzenia kręgowego. Jest kilka możliwych przyczyn, włącznie z infekcją i zaburzeniem w układzie odpornościowym. Badająca ją neurolożka, nie widząc innych uszkodzeń, orzekła, że przyczyną najpewniej było zakażenie, którego dziewczyna doświadczyła za granicą. Z jakiegoś powodu, powiedziała lekarka, układ odpornościowy zareagował zbyt ostro na infekcję, z którą w normalnych warunkach jej ciało by sobie poradziło, i zaatakował otoczkę mielinową. Moim zdaniem przyczyna tego była jasna: ogromne, przytłaczające poczucie uwięzienia, izolacji i niemocy z dala od sieci wsparcia.
Przede wszystkim należy zrozumieć, że to nie stres sam w sobie prowadzi do problemów związanych z działaniem układu odpornościowego. Problemy wynikają raczej z przekonania, że stres jest nieunikniony – że nie jestem w stanie zrobić nic, żeby mu zapobiec czy czegoś zmienić – i właśnie to powoduje immunosupresję. Postrzeganie zawsze można zmienić. To jest kluczem do zdrowia.
Trzeba zrozumieć, że przekonania sięgają dużo głębiej niż myśli i nie da się ich zmienić lub zakryć afirmacjami czy wizjami (choć na pewno mogą one pomóc). Nie jesteśmy świadomi wielu przekonań, wiele z nich jest niedostępnych dla intelektu. Niektóre z nich replikują się wraz z rodzinnym DNA, co wspaniale wykazał Mark Wolynn w książce Nie zaczęło się od ciebie. Jak dziedziczona trauma wpływa na to, kim jesteśmy i jak zakończyć ten proces (Czarna Owca, 2017, tłum. Maria Reimann). Większość z nas nie zdaje sobie sprawy z destrukcyjnych przekonań, które osłabiają zdrowie. Intelekt – ta część, która ma wrażenie sprawowania kontroli – nie jest jedynym źródłem przekonań. Przekonania pochodzą z tej części nas, która w przeszłości została złożona i pochowana w komórkach ciała.
Jean, czterdziestopięcioletnia urocza, ciemnowłosa graficzka przyszła do mnie na konsultację. Niepokoił ją fakt, że okres, który zawsze pojawiał się regularnie co 28 dni, przez ostatnie kilka lat występował w przedziale 25–34 dni. Nie występowało u niej krwawienie międzymiesiączkowe ani nie miała innych objawów. Nie dostrzegłam w jej historii nic niepokojącego, ale inny lekarz powiedział jej, że zmiana cyklu może oznaczać raka i zalecił biopsję szyjki macicy. Małe rozwarcie szyjki macicy uniemożliwiało jednak wprowadzenie próbnika, dlatego zasugerowano jej diagnostyczne łyżeczkowanie jamy macicy w znieczuleniu ogólnym. Jean chciała zasięgnąć drugiej opinii. Wyniki jej badań były prawidłowe, ale rzeczywiście bardzo wąska szyjka macicy uniemożliwiała przeprowadzenie biopsji w gabinecie ginekologicznym. Ultrasonografia wskazywała na prawidłową wyściółkę szyjki macicy.
Powiedziałam Jean, że jest bardzo mało prawdopodobne, by miała raka macicy i że nie zalecam jej diagnostycznego łyżeczkowania jamy macicy. Powiedziałam także, że możemy wykonać zabieg, jeśli wciąż odczuwa niepokój i chce się upewnić, że jednak nie ma raka. Aby jej pomóc w podjęciu decyzji, zapytałam, jakie są jej doświadczenia z dzieciństwa związane z chorobą. Dzieciństwo kobiety ma ogromny wpływ na jej przekonania, które dotyczą zdrowia i choroby. Jean powiedziała: „Jestem jedynaczką, a matka ciągle chorowała. Stale miała problemy jelitowe. Musiałam się nią zajmować. W wyniku tego na wszystko, co się dzieje w moim ciele, reaguję, jakby to była katastrofa – tak jak matka”.
Zapytałam więc, czy jeśli zdecyduje się na diagnostyczne łyżeczkowanie szyjki macicy i okaże się, że wszystko jest w porządku, to przestanie się niepokoić i zamartwiać, że ma raka. Jean odpowiedziała, że to by nic nie zmieniło. Nadal by się martwiła. Uzgodniłyśmy, że Jean musi zmienić wyniesione z dzieciństwa przekonania na temat kruchości ciała. Jednak aby to zrobić, musi najpierw zrozumieć, że nie uda się jej dotrzeć do lęku jedynie za pośrednictwem intelektu. W dużej mierze lęk jest ulokowany w jej ciele i podświadomości. Powiedzenie Jean czy jakiejkolwiek innej kobiecie z podobnymi problemami, żeby się „uspokoiła, gdyż wszystko jest w porządku i że to nic wielkiego” oraz że „wszystko jest w jej głowie”, nie jest pomocne ani naukowo poprawne. Przekonanie Jean znajduje się w umyśle, ale umysł przenika całe ciało i każdy jego organ.
Jean, aby pozbyć się obsesji na punkcie raka (czy czegokolwiek innego), będzie musiała przejść proces, przez który, aby wyzdrowieć, musi przejść każda z nas. Objaśniając ten proces pacjentkom, używam pierwszych trzech kroków z zapoczątkowanego przez Anonimowych Alkoholików programu 12 kroków. Program 12 kroków opiera się na prawdach duchowych i zauważyłam, że można go zastosować w przypadku niemalże wszystkich aspektów życia, na które ja lub moi pacjenci poszukujemy podpowiedzi. Krok pierwszy brzmi: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Zamiast słowa „alkohol” możesz wstawić wszystko, co jest obecnie twoją obsesją lub wobec czego czujesz się bezsilna. Jean, na przykład, musi przyznać, że nie jest w stanie za pomocą samego intelektu zmienić swoich przekonań i obsesji związanych z rakiem. Musi także przyznać, że takie przekonania są niezdrowe i sprawiają, że życie wymyka się jej spod kontroli. Samo przekonanie nie zmieni się, jeśli Jean będzie się za nie obwiniać lub będzie starała się je zmienić jedynie na poziomie intelektualnym. Musi także zrozumieć, że obsesyjne myśli mogą ją powstrzymywać przed odczuwaniem czegoś, czego być może nie chce czuć (intelekt lubi myśleć, że cały czas ma wszystko pod kontrolą). Jednak aby wyzdrowieć, trzeba odczuwać.
Drugi krok jest następujący: „Uwierzyliśmy, że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie”. Ta „większa od nas samych” siła stanowi część wewnętrznego przewodnictwa i cielesnej mądrości. Możesz postrzegać ją jako duszę – część ciebie istniejącą poza czasem i przestrzenią. Angielskie słowo sanity, czyli zdrowie psychiczne, oznacza to samo co spokój wewnętrzny. Uznanie, że mamy dostęp do przewodnictwa siły większej od naszego intelektu, jest efektywnym krokiem w kierunku uzyskania tego przewodnictwa.
Trzeci krok brzmi: „Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek go pojmujemy” (słowo „go” można zamienić na „wewnętrzne przewodnictwo”, „boska mądrość”, „wyższe ja” czy „Matka Boska”). Ten krok zupełnie pomija intelekt. Jest aktem wiary, uznającym fakt, że wszyscy mamy wewnętrzne przewodnictwo, a to przewodnictwo ma siłę usuwania szkodliwych przekonań. Słowo „postanowiliśmy” jest tu bardzo ważne. Kobieta musi podjąć decyzję, że pragnie zdrowia. Następnie musi być gotowa pozostać w procesie. Pomocne i rozsądne mogą się okazać uczestnictwo w spotkaniach 12 kroków i praca z lękiem, przekonaniami czy nawet z chorobą, wobec których intelekt jest bezradny. Jak już wspomniałam, uwielbiam także pracę z afirmacjami Louisy Hay, która napisała książkę Możesz uzdrowić swoje życie. Oczywiście wiele innych modalności również może nam pomóc zmodyfikować zinternalizowane negatywne skrypty, włącznie z Emotional Freedom Technique i desensytyzacją z wykorzystaniem ruchów gałek ocznych (eye movement desensitization and reprocessing, EMDR) (więcej informacji w rozdziale 15).
Dla Jean i tysięcy podobnych do niej kobiet pomocna jest sama wiedza, że nie jest odosobniona w lękach i obsesjach. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto nie odziedziczyłby po swojej rodzinie lub kulturze co najmniej kilku niszczących zdrowie przekonań. Wybierając zdrowie i radość, możemy odkryć w ciałach głęboko zakorzenione programy i zmienić je na takie, które wspierają zdrowie. To działa, gdyż sam proces podejmowania decyzji o tym, że pragniemy być szczęśliwsze czy zdrowsze, automatycznie wydobywa na powierzchnię wzorce myślowe, które powstrzymują nas przed zdrowiem i doświadczaniem szczęścia. Świadomość, że chociaż choroby są rzeczywiste i fizyczne, to jednak związane z podświadomymi przekonaniami i wzmacniane przez nie, zmieniła stan zdrowia i życie wielu moich pacjentek. Odkrywanie przekonań i uzdrawianie ich jest ciągłym, ekscytującym procesem, który pomaga odzyskać siłę. Stanowi część procesu tworzenia zdrowia. Naprawdę działa, choć wymaga cierpliwości i współczucia.
Przekonania i wspomnienia są biologicznymi konstruktami ciała. Wyobraź sobie umysł jako górę lodową. Część świadoma – ta, która ma wrażenie sprawowania kontroli – jest tym, co widać na powierzchni. Jednak stanowi to jedynie 5% góry lodowej. Tak zwana podświadoma część umysłu jest o wiele większa – pod powierzchnią znajduje się 95%. Osobiste historie odkładają się w ciele, w mięśniach, organach wewnętrznych i pozostałych tkankach. Te informacje, tak jak ukryta pod wodą część góry lodowej, zwykle pozostają nierozpoznane przez część góry lodowej nad powierzchnią, czyli świadomy intelekt. Nasze komórki są bankiem pamięci – nawet jeśli świadomy umysł ich nie zna i walczy, żeby im zaprzeczyć.
Zawołałam kiedyś boya hotelowego do pokoju, żeby pomógł mi z bagażem. Mężczyzna zauważył stojącą obok umywalki buteleczkę z chińskim syropem na kaszel. Skrzywił się, złapał za brzuch i powiedział: „Myślałem, że to olej rycynowy. Pamiętam, że gdy byłem mały, matka często mi go podawała i miałem po nim bóle brzucha. Samo patrzenie na butelkę sprawia, że boli mnie brzuch!”. Ten mężczyzna nie panował nad pamięcią ciała związaną z bólem z dzieciństwa. Jego ciało automatycznie zareagowało na znajomo wyglądającą butelkę, która nie miała nic wspólnego z jego dzieciństwem.
Pewnego razu spacerowałam z kobietą, która opowiadała, jak dwa tygodnie wcześniej krem do opalania dostał się do jej oka i w wyniku tego łzawiła przez cały dzień. Kilka dni później, gdy tylko poczuła zapach tego samego kremu, którego ktoś właśnie używał, jej oko ponownie zaczęło łzawić. Biologiczna pamięć zakodowała się w oku, a intelekt został całkowicie pominięty!
Jak przekonania stają się ciałem
W każdym momencie życia stan naszego zdrowia odzwierciedla ogólną sumę przekonań, które zgromadziłyśmy od chwili narodzin. Nasze społeczeństwo pozostaje pod wpływem wielu wspólnych i często szkodliwych przekonań (jedno, które słyszę regularnie, brzmi: „A więc teraz, kiedy mam 30 lat [albo 40, albo 50], drobne dolegliwości są czymś normalnym”). Tak kultura – a nie biologia – uczy nas, jak się starzeć. Dr Mario Martinez przeanalizował siedemset osób w wieku stu lat, mieszkających w różnych częściach świata. Wszyscy z nich mieli swoje odrębne zdanie na temat tego, czym jest starość – inne niż to, które przekazywały im ich kultury. Napisałam książkę Sekrety wiecznie młodych kobiet. Boginie nigdy się nie starzeją (Vital, 2015, tłum. Ischim Odorowicz-Śliwa) pod wpływem badań Martineza. Moim celem było wsparcie kobiet w rozpoznawaniu i pokonywaniu idei dyskryminujących z powodu wieku oraz oczekiwań, które dziedziczymy przez kulturę.
Wszystkie żywe istoty reagują fizycznie na to, co myślą o rzeczywistości. Dr Deepak Chopra, autorytet w problematyce świadomości i medycyny, używa przykładu much zamkniętych w słoiku z nakrętką. Po zdjęciu nakrętki muchy, z wyjątkiem kilku odważnych pionierek, nie opuszczają słoika. Reszta much „zobowiązała swoje ciała i umysły” do życia w pułapce. Zaobserwowano też, że jeśli w akwarium umieści się dwie ławice ryb i oddzieli je na jakiś czas szklaną przegrodą, ryby nie będą wpływały na terytorium drugiej ławicy nawet po usunięciu przeszkody.
Nie ulega wątpliwości, że wydarzenia z dzieciństwa kształtują przekonania na własny temat, a tym samym wpływają na doświadczenia, w tym na nasze zdrowie. Jeśli kobieta chce ulepszyć swoją rzeczywistość oraz stan zdrowia, najpierw musi zmienić przekonania dotyczące jej własnych możliwości. To jest prosty proces, ale wymaga dyscypliny i wytrwałości.
Każdego dnia dostaję potwierdzenie tego, że mamy środki niezbędne do pokonania destrukcyjnych i nieświadomych wzorców. Tę siłę stwierdzono doświadczalnie w badaniach wpływu przekonań na proces starzenia. Przez pięć dni w ośrodku wypoczynkowym dr Ellen Langer badała grupę ochotników płci męskiej powyżej siedemdziesiątego roku życia. Wszyscy musieli się zgodzić na to, że będą żyć tak, jakby był rok 1959. Dr Langer powiedziała im: „Nie chcemy, żebyście zachowywali się tak, jakby był rok 1959, ale żebyście pozwolili sobie być tym, kim byliście w 1959 roku”. Mężczyźni musieli się ubierać tak, jak ubierali się w młodości, oglądać programy telewizyjne z 1959 roku, czytać ówczesne gazety i magazyny oraz rozmawiać ze sobą tak, jakby właśnie teraz był rok 1959. Przywieźli także swoje fotografie z tego roku i umieścili je w ośrodku. Następnie dr Langer mierzyła czynniki takie jak siła fizyczna, percepcja, funkcje poznawcze, smak i słuch, które często z wiekiem ulegają pogorszeniu (choć nie muszą). Powyższe kryteria są biologicznymi wyznacznikami często przytaczanymi przez ekspertów medycyny geriatrycznej. W ciągu pięciu dni wiele z wybranych czynników uległo poprawie. Z szeregu zdjęć zrobionych w trakcie badania wynikało, że mężczyźni wyglądają o pięć lat młodziej. Ich słuch i pamięć uległy poprawie. Wraz ze zmianą postrzegania procesu starzenia zmieniały się ich ciała.
W innym badaniu dr Langer obsługę pokojów hotelowych w siedmiu różnych hotelach podzielono na dwie grupy. Pierwszą grupę uczestniczek poinformowano, że ich obowiązki w zakresie utrzymania porządku w pokojach spełniały zalecenia naczelnego lekarza dotyczące optymalnego zakresu ćwiczeń fizycznych. Grupa kontrolna nie otrzymała żadnych informacji o związku ich pracy z ćwiczeniami wpływającymi na zdrowie. Wszystkim uczestniczkom przekazano, że eksperymentatorzy badają sposoby poprawy zdrowia i szczęścia kobiet w miejscu pracy. Wszystkie kobiety zostały zważone, obliczono u nich procentową zawartość tłuszczu w ciele oraz zmierzono im ciśnienie krwi. Cztery tygodnie później uczestniczki wypełniły kwestionariusz i okazało się, że pozytywne postrzeganie ilości ćwiczeń, które wykonywały kobiety, wzrosło w poinformowanej grupie, pozostało zaś na tym samym poziome w grupie kontrolnej, mimo że ich intensywność nie uległa zmianie dla żadnej z grup. Percepcja w grupie świadomej zmieniła się i ta zmiana wpłynęła na znaczną poprawę zdrowia. Już po miesiącu w grupie, której powiedziano, że jej praca była dobrym ćwiczeniem wpływającym na stan zdrowia, każda kobieta straciła na wadze średnio prawie kilogram i znacznie zmniejszył się u nich procent tkanki tłuszczowej. Natomiast waga kobiet z grupy kontrolnej w tym czasie nie zmieniła się. Grupa świadoma charakteryzowała się też znacznym spadkiem ciśnienia krwi[lxxiv]. Jest to mocny dowód na to, jak zmiany w umyśle wpływają na zmiany w ciele.
Badaczka z Yale dr Becca Levy, była studentka dr Langer, również udokumentowała głęboki wpływ przekonań na to, jak się starzejemy. Odkryła, że osoby starsze o bardziej pozytywnej autopercepcji procesu starzenia, badane w tym zakresie 23 lata wcześniej, żyły o 7,5 roku dłużej niż osoby o mniej pozytywnej autopercepcji procesu starzenia. W badaniu największą uwagę przykuwa fakt, że wydłużenie długości życia u osób, które miały bardziej pozytywne nastawienie do procesu starzenia, utrzymywało się nawet wtedy, gdy wzięto pod uwagę takie czynniki jak wiek, płeć, status społeczno-ekonomiczny, samotność i ogólny stan zdrowia. Naukowcy użyli danych 660 uczestników powyżej pięćdziesiątego roku życia z małego miasteczka w Ohio, którzy byli zaangażowani w Ohio Longitudinal Study of Aging and Retirement (badanie podłużne nad starzeniem się). Dr Levy i jej współpracownicy porównali wskaźnik śmiertelności z odpowiedziami udzielonymi przez uczestników 23 lata wcześniej (338 mężczyzn i 322 kobiety). W badaniu należało udzielić odpowiedzi na pytanie, czy zgadzasz się z takimi stwierdzeniami jak: „Starzejąc się, stajesz się coraz mniej przydatny”. Te przekonania często mają na nas nieświadomy wpływ, niejednokrotnie już od dzieciństwa. Podsumowując badania, ich autorzy stwierdzili: „Pozytywny stosunek do procesu starzenia ma większy wpływ na długość życia niż czynniki fizjologiczne, takie jak niskie ciśnienie skurczowe czy poziom cholesterolu, z których każdy wydłuża życie maksymalnie o cztery lata. Wpływ pozytywnego nastawienia jest także większy od czynników niezależnych, takich jak niższy wskaźnik masy ciała, niepalenie tytoniu i regularne wykonywanie ćwiczeń; odkryto, że każdy z tych czynników wydłuża życie o 1–3 lata”[lxxv].
Nie ma takiego leku, zestawu ćwiczeń fizycznych czy witamin, które nawet w najmniejszym stopniu zbliżyłyby się do potencjału, jakie mają nasze przekonania, dające nam dodatkowe 7,5 roku życia! Dlatego też badanie przekonań jest tak kluczowe w odzyskiwaniu zdrowia i trwaniu w nim. Dr Langer pisze: „Normalne i «nieodwracalne» procesy starzenia się, które obserwujemy na późniejszych etapach ludzkiego życia, mogą być wynikiem pewnych przekonań na temat tego, jak powinniśmy się starzeć. Gdybyśmy nie byli przywiązani do tych ograniczających nas schematów myślowych, moglibyśmy zastąpić lata słabnięcia latami wzrostu i poczucia sensu [podkreślenie moje]”[lxxvi].
Jeśli mamy moc, która pozwala odwrócić skutki procesu starzenia, jakie są nasze możliwości w zakresie zdrowia? Nie da się przecenić nadziei, jaka się rodzi w wyniku tych badań. Dają one do zrozumienia, że gdybyśmy były w stanie wydostać się z naszej zbiorowej, uwarunkowanej kulturowo ślepoty, życie oferowałoby nam możliwości, o których nawet nam się nie śniło. Jednak nim tam dotrzemy, musimy uznać istnienie ślepych zaułków, w które wpada wiele z nas. Kiedy dostrzeżemy wzorce, które bezmyślnie powtarzałyśmy, będziemy w stanie wytyczyć alternatywny szlak.
[*] Problem górnej granicy to zjawisko negatywnej reakcji emocjonalnej na pozytywne wydarzenia w ludzkim życiu. Na podstawie wieloletniego doświadczenia Gay Hendricks wyszczególnił i opisał cztery ukryte lęki, które stanowią źródło problemu górnej granicy. Zob.: G. Hendrics, Wielki skok. Pokonaj ukryte lęki i wznieś się na wyższy poziom życia (MT Biznes, 2010, tłum. Anna Owsiak) (przyp. red.).
[†] Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom – agencja rządu federalnego Stanów Zjednoczonych wchodząca w skład Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej (przyp. tłum.).
[‡] Amniocenteza diagnostyczna to metoda, w której nakłuwa się jamę owodni w ciężarnej macicy i pobiera próbkę płynu w celu przeprowadzenia badań laboratoryjnych. Płyn owodniowy zawiera komórki płodu oraz substancje chemiczne przez niego produkowane, dzięki którym badana próbka może dać informacje o nieprawidłowościach i chorobach dziecka, w tym o chorobie Downa i rozszczepie kręgosłupa (przyp. red.).
[§] Cooperative for Assistance and Relief Everywhere (Kooperacja na rzecz Wsparcia i Pomocy Wszędzie) to międzynarodowa organizacja pozarządowa założona w 1945 roku, zajmująca się dostarczaniem pomocy humanitarnej i wspieraniem długoterminowych projektów rozwojowych, przede wszystkim w krajach globalnego południa. Jest to jedna z najstarszych i największych organizacji humanitarnych zajmujących się walką ze światowym ubóstwem (przyp. red.).
[5] Następujące choroby autoimmunologiczne dotykają kobiety znacznie częściej niż mężczyzn: toczeń rumieniowaty układowy – 90% osób cierpiących to kobiety, myasthenia gravis – 85%, autoimmunologiczne choroby tarczycy – 80%, reumatoidalne zapalenie stawów – 75%, stwardnienie rozsiane – 70%.
[1] R. Eisler, The Chalice and the Blade (Cambridge, Harper & Row 1987); M. Gimbutas, The Civilization of the Goddess (San Francisco, HarperSanFrancisco 1991).
[2] J. Highwater, Myth and Sexuality (Nowy Jork, Penguin 1988), ss. 8–9.
[3] Common Sense Media, Children, Teens, Media, and Body Image: A Common Sense Research Brief, styczeń 2015, https://www.commonsensemedia.org/research/children-teens-media-and-body-image#.
[4] A. Wilson Schaef, D. Fassel, The Addictive Organization (San Francisco, HarperSanFrancisco 1988), s. 58.
[5] What Is ‘Victim Shaming’?, DomesticShelters.org, 27 maja 2015, https://www.domesticshelters.org/domestic-violence-articles-information/what-is-victim-shaming.
[6] M.C. Black i in., The National Intimate Partner and Sexual Violence Survey: 2010 Summary Report, 2011, http://www.cdc.gov/violenceprevention/pdf/nisvs_report2010-a.pdf.
[7] M.J. Breiding i in., Prevalence and Characteristics of Sexual Violence, Stalking, and Intimate Partner Violence Victimization – National Intimate Partner and Sexual Violence Survey, United States, 2011, MMWR 2014; 63(SS-8), ss. 1–18.
[8] M.C. Black i in., The National Intimate Partner and Sexual Violence Survey: 2010 Summary Report, 2011, http://www.cdc.gov/violenceprevention/pdf/nisvs_report2010-a.pdf.
[9] P. Tjaden, N. Thoennes, Extent, Nature, and Consequences of Intimate Partner Violence: Findings from the National Violence Against Women Survey, 2000, https://www.ncjrs.gov/pdffiles1/nij/181867.pdf.
[10] B.A. Bailey, Partner Violence During Pregnancy: Prevalence, Effects, Screening, and Management, International Journal of Women’s Health, 2 (2010), ss. 183–197.
[11] M.J. Breiding i in., Prevalence and Characteristics of Sexual Violence, Stalking, and Intimate Partner Violence Victimization – National Intimate Partner and Sexual Violence Survey, United States, 2011, MMWR 2014; 63(SS-8), ss. 1–18.
[12] J.L. Truman, R.E. Morgan, Nonfatal Domestic Violence, 2003–2012, 2014, http://www.bjs.gov/content/pub/pdf/ndv0312.pdf.
[13] M.A. Rodriguez i in., Screening and Intervention for Intimate Partner Abuse: Practices and Attitudes of Primary Care Physicians, Journal of the American Medical Association, vol. 282 (1999), ss. 468–474.
[14] World Health Organization, Global and Regional Estimates of Violence Against Women: Prevalence and Health Effects of Intimate Partner Violence and Non Partner Sexual Violence, 2013, http://apps.who.int/iris/bitstream/10665/85239/1/9789241564625_eng.pdf; L. Heise, M. Ellsberg, M. Gotemoeller, Ending Violence Against Women, Population Reports, Series L, no. 11, Johns Hopkins University School of Public Health, Population Information Program, Baltimore, grudzień 1999; H.M. Bauer i in, Intimate Partner Violence and High-Risk Sexual Behaviors Among Female Patients with Sexually Transmitted Diseases, Sexually Transmitted Diseases, vol. 29 (2002), pp. 411–16; N. Romero-Daza, M. Weeks, M. Singer, ‘Nobody Gives a Damn If I Live or Die’: Violence, Drugs, and Street-Level Prostitution in Inner-City Hartford, Connecticut, Medical Anthropology, vol. 22 (2003), ss. 233–59; R.M. Harris i in., The Interrelationship Between Violence, HIV/AIDS, and Drug Use in Incarcerated Women, Journal of Associated Nurses AIDS Care, vol. 14 (2003), ss. 27–40; P. Braitstein i in., Sexual Violence Among a Cohort of Injection Drug Users, Social Science and Medicine, vol. 57 (2003), ss. 561–69; R.J. Peters Jr. i in., The Relationship Between Sexual Abuse and Drug Use: Findings from Houston’s Safer Choices 2 Program, Journal of Drug Education, vol. 33 (2003), ss. 49–59.
[15] V. Felitti i in, Relationship of Childhood Abuse and Household Dysfunction to Many of the Leading Causes of Death in Adults, American Journal of Preventive Medicine, vol. 14 (1998), ss. 245–258.
[16] United Nations, Department of Economic and Social Affairs, Statistics Division, The World’s Women 2015: Trends and Statistics, no. E.15.XVII.8 (New York, United Nations 2015).
[17] International Labour Organization, ILO Global Estimate of Forced Labour: Results and Methodology, 2012, s. 13.
[18] UNICEF, The State of the World’s Children 2006: Excluded and Invisible, grudzień 2005.
[19] United Nations Children’s Fund, Female Genital Mutilation/Cutting: A Global Concern (New York, UNICEF 2016); United Nations Children’s Fund, Female Genital Mutilation/Cutting: A Statistical Overview and Exploration of the Dynamics of Change (New York, UNICEF 2013).
[20] H. Goldberg i in., Female Genital Mutilation/Cutting in the United States: Updated Estimates of Women and Girls at Risk, 2012, Centers for Disease Control Public Reports, 14 stycznia 2016, www.publichealthreports.org.
[21] J. Fortin, Michigan Doctor Is Accused of Genital Cutting of 2 Girls, New York Times, 13 kwietnia 2017, www.nytimes.com/2017/04/13/us/michigan-doctor-fgm-cutting.html.
[22] K.S. Arora, A.J. Jacobs, Female Genital Alteration: A Compromise Solution, Journal of Medical Ethics, vol. 42, no. 3 (2016), ss. 148–154.
[23] A. Gentleman, India Still Fighting to ‘Save the Girl Child’, International Herald Tribune, 15 kwietnia 2005.
[24] T. Rosenberg, The Daughter Deficit, New York Times Magazine, 23 sierpnia 2009, s. MM23 (dostępny także online na: www.nytimes.com/2009/08/23/maga zine/23FOB-idealab-t.html).
[25] F. Faqir, Intrafamily Femicide in Defence of Honour: The Case of Jordan, Third World Quarterly, vol. 22, no. 1 (2001), ss. 65–82; N.D. Kristof, S. WuDunn, Half the Sky: Turning Oppression into Opportunity for Women Worldwide (New York, Alfred A. Knopf 2009); N.D. Kristof, S. WuDunn, The Women’s Crusade, New York Times Magazine, 23 sierpnia 2009, s. MM28, www.nytimes.com/2009/08/23/magazine/23Women-t.html.
[26] N.D. Kristof, S. WuDunn, The Women’s Crusade, New York Times Magazine, 23 sierpnia 2009, s. MM28, www.nytimes.com/2009/08/23/magazine/23Women-t.html.
[27] Q. Wodon i in., Ending Child Marriage: Legal Age for Marriage, Illegal Child Marriages, and the Need for Interventions, Save the Children and The World Bank, październik 2017.
[28] World Bank Group, Women, Business and the Law 2016: Getting to Equal, Washington, D.C., 2015, http://wbl.worldbank.org/~/media/WBG/WBL/Documents/Reports/2016/Women-Business-and-the-Law-2016.pdf.
[29] UN Women, World AIDS Day Statement: For Young Women, Inequality Is Deadly, 30 listopada 2016, www.unwomen.org/en/news/stories/2016/11/un-women-statement-aids-day.
[30] R.C. Dellar, S. Dlamini, Q.A. Karim, Adolescent Girls and Young Women: Key Populations for HIV Epidemic Control, Journal of the International AIDS Society, vol. 18, no. 2, suppl. 1 (2015), s. 19408.
[31] N.D. Kristof, S. WuDunn, The Women’s Crusade, New York Times Magazine, 23 sierpnia 2009, s. MM28, www.nytimes.com/2009/08/23/magazine/23Women-t.html.
[32] A. Wilson Schaef, D. Fassel, The Addictive Organization (San Francisco, HarperSan-Francisco 1988), s. 58.
[33] C. Morgan i in., Incidence, Clinical Management, and Mortality Risk Following Self Harm Among Children and Adolescents: Cohort Study in Primary Care, British Medical Journal (Clinical Research Edition), vol. 359 (18 października 2017), s. j4351.
[34] American Foundation for Suicide Prevention, https://afsp.org/about-suicide/suicide-statistics.
[35] Dane za: Oxfam America, 115 Broadway, Boston, Massachusetts 02116.
[36] B. Grad i in., An Unorthodox Method of Treatment on Wound Healing in Mice, International Journal of Parapsychology, vol. 3 (1961), ss. 5–24. To dobrze zaprojektowane badanie wykazało, że gojenie się ran u myszy znacznie przyspieszyło (p < 0,01), gdy samozwańczy uzdrowiciel przesuwał dłońmi nad klatką ze zwierzętami.
[37] M.T. Stein, J.H. Kennell, A. Fulcher, Benefits of a Doula Present at the Birth of a Child, Journal of Developmental and Behavioral Pediatrics, vol. 25 (Suppl. 5) (2004), ss. S89–92; M.T. Stein, J.H. Kennell, A. Fulcher, Benefits of a Doula Present at the Birth of a Child, Journal of Developmental and Behavioral Pediatrics, vol. 24, no. 3 (2003), ss. 195–98; J.H. Kennell, M.H. Klaus, Continuous Nursing Support During Labor, Journal of the American Medical Association, vol. 289, no. 2 (2003), ss. 175–176; M.H. Klaus i in., Effects of Social Support During Parturition in Maternal and Infant Mortality, British Medical Journal, vol. 293 (1986), ss. 585–587; M.H. Klaus i in., Maternal Assistance and Support in Labor: Father, Nurse, Midwife, or Doula?
[38] The Herbal Academy, https://theherbalacademy.com/herbal-history.
[39] S. Hall, Cheating Fate, Health, vol. 6, no. 2 (1992), s. 38. Każdy lekarz widział co najmniej kilka przypadków spontanicznej remisji, a co roku są one ogłaszane w literaturze medycznej. Zbyt często ignoruje się je, zamiast badać. Ich istnienie jest sprzeczne z medycznym systemem przekonań.
[40] A. Gawande, Overkill, The New Yorker, 11 maja 2015, https://www.newyorker.com/magazine/2015/05/11/overkill-atul-gawande.
[41] T. Parker-Pope, Overtreatment Is Taking a Harmful Toll, New York Times, 28 sierpnia 2012, s. D1, https://well.blogs.nytimes.com/2012/08/27/overtreatment-is-taking-a-harmful-toll.
[42] V.S. Periyakoil i in., Do unto Others: Doctors’ Personal End-of-Life Resuscitation Preferences and their Attitudes Toward Advance Directives, PLoS One, vol. 9, no. 5 (28 maja 2014), s. e98246.
[43] J. Kung, R.R. Miller, P.A. Mackowiak, Failure of Clinical Practice Guidelines to Meet Institute of Medicine Standards: Two More Decades of Little, If Any, Progress, Archives of Internal Medicine, vol. 172, no. 21 (26 listopada 2012), ss. 1628–1633.
[44] National Eating Disorder Association, https://www.nationaleatingdisorders.org/what-are-eating-disorders.
[45] C.D. Bethell i in., A National and State Profile of Leading Health Problems and Health Care Quality for US Children: Key Insurance Disparities and Across-State Variations,” Academic Pediatrics, vol. 11, no. 3S (maj–czerwiec 2011), s. S22.
[46] K. Hartmann i in., Outcomes of Routine Episiotomy: A Systematic Review, Journal of the American Medical Association, vol. 293, no. 17 (2005), ss. 2141–2148.
[47] K. Gooch, Though Discouraged by Experts, Episiotomy Rates Still High: How Hospitals Are Responding, Becker’s Clinical Leadership and Infection Control, 19 lipca 2016, https://www.beckershospitalreview.com/quality/though-discouraged-by-experts-episiotomy-rates-still-high-how-hospitals-are-responding.html.
[48] Association of American Medical Colleges, 2018 Physician Specialty Data Report, Executive Summary, https://www.aamc.org/download/492910/data/2018executivesummary.pdf.
[49] A. Wilson Schaef, When Society Becomes an Addict (San Francisco, HarperSanFrancisco 1987), s. 72.
[50] C. Pinkola Estes, Women Who Run with the Wolves: Myths and Stories of the Wild Woman Archetype (New York, Ballantine Books 1992), s. 3. [Polskie wydanie: Biegnąca z wilkami: Archetyp Dzikiej Kobiety w mitach i legendach (Zysk i S-ka, 2001, tłum. Agnieszka Cioch)].
[51] A. Cuddy (dr), Your Body Language May Shape Who You Are, TEDGlobal 2012, Edynburg, czerwiec 2012, https://www.ted.com/talks/amy_cuddy_your_body_language_shapes_who_you_are; A. Cuddy, Presence: Bringing Your Boldest Self to Your Biggest Challenges (New York, Little, Brown 2015). [Polskie wydanie: Wstań! Skuteczny sposób, by zyskać pewność siebie i stawić czoło wyzwaniom (Znak, 2016, tłum. Anna Gralak).
[52] P. Reis, The Women’s Spirituality Movement: Ideas Generated and Questions Asked. Prezentacja na seminarium feministycznym, Proprioceptive Writing Center, Maine (3 grudnia 1990).
Rozdział 2. Kobieca inteligencja i nowy sposób uzdrawiania
[liii] M. Ho, D.P. Knight, The Acupuncture System and the Liquid Crystalline Collagen Fibers of the Connective Tissues, American Journal of Chinese Medicine, vol. 26, nos. 3–4 (1998), ss. 251–263.
[liv] F. Murad, Discovery of Some of the Biological Effects of Nitric Oxide and Its Role in Cell Signaling, Bioscience Reports, vol. 19, no. 3 (1999), ss. 133–154.
[lv] S. Field i in., Science News, vol. 127, no. 301; opublikowane w: Brain/Mind Bulletin, 9 grudnia 1985.
[lvi] M.H. Klaus, J.H. Kennell, Parent/Infant Bonding (St. Louis, C.V. Mosby Co. 1982).
[lvii] L.F. Berman, S.L. Syme, Social Networks, Host Resistance, and Mortality: A Nine-Year Follow-up of Alameda County Residents, American Journal of Epidemiology, vol. 109 (1978), ss. 186–204.
[lviii] J. Achterberg, Imagery in Healing: Shamanism and Modern Medicine (Boston, Shambhala 1985).
[lix] F. Fang i in, Suicide and Cardiovascular Death After a Cancer Diagnosis, New England Journal of Medicine, vol. 366, no. 14 (5 kwietnia 2012), ss. 1310–1318.
[lx] V.J. Felitti i in., Relationship of Childhood Abuse and Household Dysfunction to Many of the Leading Causes of Death in Adults. The Adverse Childhood Experiences (ACE) Study, American Journal of Preventive Medicine, vol. 14, no. 4 (1998), ss. 245–258.
[lxi] A. Tyborowska i in., Early-Life and Pubertal Stress Differentially Modulate Grey Matter Development in Human Adolescents,” Scientific Reports, vol. 8, no. 1 (15 czerwca 2018), s. 9201.
[lxii] M. Gershon, The Second Brain (New York, HarperCollins 1998).
[lxiii] C. Pert, Molecules of Emotion: Why You Feel the Way You Feel (New York, Scribner 1997).
[lxiv] L. Dossey, Healing Words: The Power of Prayer and the Practice of Medicine (San Francisco, HarperSanFrancisco 1993).
[lxv] Cytat z osobistych notatek z serii wykładów z 1991 roku, Mystery School Program, AT, moderatorem była Jean Houston.
[lxvi] A. Moir, D. Jessel, Brain Sex (New York, Carol Publishing Co., Lyle Stuart Book 1991), s. 195. [Polskie wydanie: Płeć mózgu. O prawdziwej różnicy między mężczyzną a kobietą (PIW, 2010, tłum. Nina Kancewicz-Hoffman)].
[lxvii] R. Bly, D. Tannen, Where Are Women and Men Today, New Age Journal, styczeń–luty 1992, s. 32.
[lxviii] S.J. Schleifer i in., Depression and Immunity: Lymphocyte Function in Ambulatory Depressed Patients, Hospitalized Schizophrenic Patients, and Patients Hospitalized for Herniorrhaphy, Archives of General Psychiatry, vol. 42 (1985), ss. 129–133.
[lxix] J.K. Kiecolt-Glaser i in., Stress, Loneliness, and Changes in Herpes Virus Latency, Journal of Behavioral Medicine, vol. 8, no. 3 (1985), ss. 249–260.
[lxx] A.L. Roberts i in., Association of Trauma and Posttraumatic Stress Disorder with Incident Systemic Lupus Erythematosus (SLE) in a Longitudinal Cohort of Women, Arthritis and Rheumatology, vol., 69, issue 11 (listopad 2017), ss. 2162–2169.
[lxxi] S.F. Maier i in., Opiate Antagonists and Long-Term Analgesic Reaction Induced by Inescapable Shock in Rats, Journal of Comparative Physiology and Psychology, vol. 4 (1980), ss. 1177–1783; M.L. Laudenslager i in., Coping and Immunosuppression: Inescapable but Not Escapable Shock Suppresses Lymphocyte Proliferation, Science, vol. 221, no. 4610 (1983), ss. 568–570; S.E. Locke i in., Life Change Stress, Psychiatric Symptoms and Natural Killer Cell Activity, Psychosomatic Medicine, vol. 46, no. 5 (1984), ss. 441–453; B.S. Linn i in., Degree of Depression and Immune Responsiveness, Psychosomatic Medicine, vol. 44 (1982), s. 128.
[lxxii] R.J. Weber, C.B. Pert, Opiatergic Modulation of the Immune System [w:] E.E. Muller, A.R. Genazzani (red.), Central and Peripheral Endorphins (New York, Raven Press 1984), s. 35.
[lxxiii] R.L. Roessler i in., Ego Strength, Life Changes, and Antibody Titers, referat przedstawiony na corocznym spotkaniu Amerykańskiego Towarzystwa Psychosomatycznego, Dallas, Texas, 25 marca 1979.
[lxxiv] E. Langer, Counterclockwise: Mindful Health and the Power of Possibility (New York, Ballantine Books 2009), s. 116.
[lxxv] B.R. Levy i in., Longevity Increased by Positive Self-Perceptions of Aging, Journal of Personality and Social Psychology, vol. 83, no. 2 (2002), ss. 261–270.
[lxxvi] E. Langer, Mindfulness (Reading, Addison-Wesley 1989), ss. 100-113.