ZAPOWIEDŹ
PRZEDSPRZEDAŻ
zarezerwuj swój egzemplarz
PREMIERA: ZIMA 2023/2024
Uzdrawiająca mądrość Afryki
„Uzdrawiająca mądrości Afryki” ukazuje czytelnikom, że życie rdzennych ludzi, żyjących w tradycyjnych kulturach, opiera się na paradygmacie intymnego związku ze światem natury, który otacza nas, lecz jest także w nas. Ta ciesząca się popularnością książka jest wybitnym, rozległym studium roli, jaką rytuał pełni w życiu mieszkańców Afryki – oraz roli, jaką może pełnić w życiu ludzi Zachodu poszukujących sensu i wspólnoty.

Malidoma Patrice Somé (1956–2021)
Nauczyciel i pisarz z Burkina Faso w Zachodniej Afryce. W jego ojczystym języku Malidoma znaczy „Zaprzyjaźnij się z obcym”. Ten utalentowany uzdrowiciel z plemienia Dagara posiadał trzy stopnie magisterskie i dwa doktoraty uzyskane na Sorbonie i Uniwersytecie Brandeisa. Autor „Z wody i Ducha”, dzielił swój czas miedzy domem w Oakland w Kalifornii, Europą i krajami Afryki. Przerzucił pomost między pradawną mądrością i duchowością swojego ludu a światem Zachodu.
FRAGMENT (część I, rozdział 1)
To, co rdzenny świat oferuje światu współczesnemu, skupia się wokół zrozumienia koncepcji uzdrawiania, rytuału i społeczności. Rdzenne kultury od niepamiętnych czasów koncentrowały się na tych kwestiach. Uzdrawianie ma kluczowe znaczenie, ponieważ bardzo wcześnie ludzie nauczyli się, że są podatni na załamania fizjologiczne i biologiczne i że ta ogólna niestabilność dotyka wszystkich aspektów ich istnienia. Nauczyli się również, że środowisko naturalne, w którym żyją, składa się z subtelnych, niewidzialnych bytów, które, jeśli manipulować nimi w określony sposób, mogą wpływać na stany, które chce się uleczyć. Rytuał jest technologią, która pozwala manipulować tymi subtelnymi energiami. Społeczność jest ważna, ponieważ ludzie są istotami potrzebującymi wspólnotowości. Zdrowie w ogólnym sensie i dobre samopoczucie jednostki są powiązane ze społecznością i nie są czymś, co można utrzymać w pojedynkę lub w próżni. Uzdrawianie, rytuał i społeczność – te trzy elementy są ze sobą ściśle powiązane.
Uzdrawianie, rytuał i społeczność – dobra, które rdzenny świat może zaoferować Zachodowi, to właśnie te aspekty, z którymi współczesny świat się zmaga. Rytuał w rdzennym świecie ma na celu uzdrowienie, a utrata takiego uzdrowienia we współczesnym świecie może odpowiadać za utratę wspólnotowości, którą w nim obserwujemy. Problemy doświadczane na Zachodzie, od bólu izolacji po stres związany z nadaktywnością, wynikają z utraty wspólnoty.
Problemy wynikające z utraty rytuału są mniej wyraźne. Zachód zmaga się z utratą połączenia z niewidzialnymi aspektami świata przyrody, które mogą przynieść potrzebne uzdrowienie. Problemem Zachodu jest także mylące pojęcie rytuału, rozumianego jako mroczna, pogańska i archaiczna praktyki, na którą we współczesnym społeczeństwie nie ma miejsca. Jedynymi akceptowanymi rytuałami są ceremonialne praktyki o wyraźnie przewidywalnej treści i wyniku, jak te, które można zobaczyć podczas niedzielnego nabożeństwa jednej ze zorganizowanych religii. Kiedy tutaj mówimy o rytuale, chodzi o coś znacznie głębszego: wplatanie indywidualnych osób i darów w społeczność, która współdziała z siłami świata przyrody. Gromadzenie ludzi z jasną wizją uzdrawiania i ufną intencją wobec sił świata niewidzialnego.
To, co mieszkańcy wioski wnoszą do rytuału, to zaufanie, że niewidzialne siły przyniosą uzdrowienie i wiedzę o tym, co wymaga uzdrowienia. Są to jedyne rzeczy, które wiedzą z wyprzedzeniem; reszta – a więc kształt i wynik rytuału – jest w rękach Wielkich. Droga od odczuwanej potrzeby uzdrowienia do samego uzdrowienia jest wybrukowana gestami, dotykiem, dźwiękiem, melodią i kadencją, a większość z nich to działania spontaniczne, nieprzewidywalne w swoich rezultatach. Kiedy mieszkańcy wioski działają wspólnie i, motywowani potrzebą uzdrowienia, dokonują takich spontanicznych gestów, proszą niewidzialne siły o obecność i uczestniczą wraz z nimi w tworzeniu harmonii lub symbiozy. To partnerstwo odnawia każdą osobę, przywracając jej związek z naturą, ponieważ, jak dalej zobaczymy, wśród rdzennych ludzi świat przyrody i Świat Ducha są ze sobą ściśle powiązane. Rytuał jest sztuką, która splata symbole i tańczy z nimi, a pomoc w jej tworzeniu odmładza uczestników. Każdy wychodzi z rytuału głęboko odmieniony. To odnowienie jest uzdrowieniem, które rytuał ma zapewnić.
Rdzenni mieszkańcy uważają świat fizyczny za odbicie bardziej złożonego, subtelniejszego i trwalszego, choć niewidzialnego, bytu zwanego energią. To tak, jakbyśmy byli cieniami żywej i nieskończenie zaradnej inteligencji, zajmującej się procesem ciągłego samotworzenia. Nie dzieje się tutaj nic, co nie miałoby swojego początku w świecie niewidzialnym. Jeśli coś w świecie fizycznym doświadcza niestabilności, dzieje się tak dlatego, że niestabilności doświadcza jego energetyczny odpowiednik. Rdzenne zrozumienie tego jest takie, że materialne i fizyczne problemy, które napotyka dana osoba, są istotne tylko dlatego, że stanowią energetyczne przesłanie biegnące do świata widzialnego. Dlatego ludzie udają się do niewidzialnego energetycznego miejsca, by spróbować naprawić szkody lub zakłócenia, które się tam wydarzają, wiedząc, że jeśli rzeczy zostaną uzdrowione tam, zostaną również uzdrowione tutaj. Rytuał jest więc głównym narzędziem używanym do zbliżenia się do tego niewidzialnego świata w sposób, który zmienia strukturę świata materialnego i przynosi fizyczną przemianę.
To, że łączymy się z niewidzialnymi rzeczywistościami, rzeczywistościami uwidocznionymi w naszych symbolach, ma kluczowe znaczenie dla naszego psychicznego dobrostanu. Osoba, która przechodzi przez rytuał i czuje się naładowana i ożywiona, jest doświadczającym błogosławieństwa odbiorcą uzdrawiających fal energii, których nikt nie widzi, ale z których każdy może skorzystać. Pełne serce osoby pobłogosławionej w ten sposób przelewa się na potrzebujące dusze innych, rozpalając uzdrawiający ogień najbardziej pożądany do samoodnowy. Rytuał ma kluczowe znaczenie dla życia w wiosce, ponieważ zapewnia skupienie i energię, która utrzymuje społeczność razem i przynosi uzdrowienie, którego społeczność ogromnie potrzebuje, by przetrwać.
GŁÓD DUCHA
Zachód jest głodny Ducha, kontaktu z niewidzialnymi siłami, które przynoszą uzdrowienie. Zachodni głód Ducha napotyka jednak na ograniczenia kulturowe. Ludzie chcą doświadczać Ducha, Innego Świata, ale chcą go doświadczyć na własnych warunkach. Łatwo przychodzi im też błędne rozumienie lub pospieszne odrzucanie nauk mówiących o świecie, którego nie rozpoznają.
Stanąłem twarzą w twarz z tym faktem, kiedy po raz pierwszy przedstawiłem rytuał ludziom w Ameryce. Miało to miejsce w słoneczne letnie popołudnie w naturalnej scenerii pośród imponujących sekwoi. Było to odosobnienie dla mężczyzn, a ja zdecydowałem się przeprowadzić około stu zgromadzonych przez rytuał żałoby, święte wylewanie łez, by uleczyć rany po utracie bliskich. Gdy tylko zacząłem mówić, zdałem sobie sprawę, że mężczyźni ci nie mają pojęcia, dlaczego płacz jest tak ważny. Starając się nadać sens przeżywaniu smutku, próbowałem przybliżyć im koncepcję, która jest być może bardziej odległa współczesnym ludziom, zwłaszcza mężczyznom, niż mogę sobie wyobrazić. Słyszałem nieporadność swoich sformułowań, kiedy wyjaśniałem, że ronienie łez to uwalnianie energii, która w przeciwnym razie zatruwa jaźń. „Skąd ty to wiesz?” – odpowiedział gniewny głos wewnątrz mnie, wyrażając to, co, jak sobie wyobrażałem, powiedzieliby moi słuchacze. Czułem się głęboko zakłopotany, ponieważ byłem przeświadczony, że słuchająca mnie publiczność jest pełna ekspertów, którzy od dawna badają tę sprawę. Na ich twarzach nie było widać entuzjazmu, który towarzyszy zazwyczaj zrozumieniu.
W końcu zdecydowałem, że muszę przynajmniej uzasadnić, dlaczego rdzenni ludzie przeprowadzają rytuał żałoby, nawet jeśli nie uda mi się odnieść tego do współczesnego człowieka. Mówiłem więc o żałobie jako praktyce, która oczyszcza psychikę podobnie jak kąpiel oczyszcza ciało. Mówiłem o niebezpieczeństwie niewyrażonego smutku, cytując starszego, który powiedział kiedyś, że człowiek, który nie umie płakać, jest społeczną bombą zegarową. Ku mojemu zaskoczeniu na twarzach tych mężczyzn zaczęło pojawiać się światło, gdy zaczęli akceptować pomysł zajęcia się ogromnym smutkiem zakopanym w ich psychice. Zrozumieli, że żyją w kulturze, w której wyrażanie smutku jest niemalże tabu.
Jednak faktyczne odprawienie rytuału wyrażania smutku okazało się dla tych mężczyzn jeszcze trudniejsze niż zaakceptowanie samej idei. Wykazywali ogromny opór przed podjęciem działania i woleli nadal rozmawiać o rytuale, zamiast faktycznie w niego wejść. Wyrażenie smutku wymagało od nich bowiem opuszczenia znanego im terytorium psychiki i udania się w miejsce, w którym poczucie kontroli zanika – miejsce, w którym ich bezbronność ukazałaby się ze wszystkimi jej przerażającymi skutkami.
Tamtego popołudnia zebraliśmy się, by posprzątać miejsce wśród drzew i przekształcić je w przestrzeń rytualną. Wspólna praca była ożywcza. Było to tak, jakby na swój subtelny sposób uczestniczył w tym świat niewidzialny – mężczyźni harmonijnie współpracowali w przygotowaniach. Wysłałem ich do lasu, by każdy znalazł przedmiot reprezentujący stratę, którą mieli opłakiwać. Zrobili to bez oporu.
Zrobiło się już ciemno. Zachodzące słońce obudziło stworzenia nocy. Napięcie pośród mężczyzn wzrosło, jakby czuli, że te istoty widzą, co się dzieje i postanowiły się przyłączyć. Kiedy zebraliśmy się, by przed przejściem do właściwego rytuału po raz ostatni oczyścić powietrze, pojawiły się najróżniejsze skargi. Jeden z mężczyzn wyraził obawę przed uczestnictwem w czymś, co mogłoby naruszyć jego przekonania religijne. Inny powiedział, że obawia się utraty kontroli i dlatego, czując się gorzej niż wcześniej, opuszcza rytuał. Te zastrzeżenia poruszyły strunę w innych, którzy uznali, że przybyli tutaj po wsparcie w bezpiecznym środowisku i żeby robić bezpieczne rzeczy.
Czułem się bezradny. Z jednej strony wyraźnie widziałem, że głód rytuału hamowały ich uwarunkowania społeczne. Z drugiej nie mogłem zrozumieć, dlaczego zadali sobie trud, by podróżować tak długo razem, tylko po to, by zawrócić, mając już w zasięgu wzroku cel. Starałem się jak mogłem pocieszać przerażonych i koić zdezorientowanych. Zgadzałem się z nimi, że prawdziwy Duch może być przerażający. Sprzeciwiałem się jednak ich potrzebie bezpieczeństwa. Stało się to przedmiotem dyskusji.
W końcu jeden z mężczyzn zacytował kogoś, kto powiedział, że uzdrawianie wiąże się z podjęciem ryzyka przy wsparciu Ducha. Z ulgą zdałem sobie sprawę, że mam w grupie zwolenników. Moja bezradność zniknęła, gdy wezwałem grupę do wiary w Ducha. W końcu grupa postanowiła odprawić rytuał. Przez cztery godziny płaczliwe głosy wznosiły się ponad wyśpiewywane lamenty, utrzymywane razem regularnymi uderzeniami bębna. Ich krzyki – niektóre z nich skierowane tak wysoko, jakby miały obudzić śpiącego boga lub boginię – były tak głośne, że niemalże uginały się wierzchołki drzew, które pośród wiatru i ciemności zdawały się odbijać echem ich smutki. Pomyślałem sobie, że w ciemności wszyscy stali się czarni; mogło to odbywać się gdziekolwiek w Afryce. Z każdą godziną rytuał osiągał kolejny poziom intensywności. Gdy ludzie wyrażali smutek coraz głośniej, pieśń żałobna narastała odpowiednio do rytmu bębna. Wszyscy opłakiwali razem swoje smutki razem. Duch żył pośród nas.
Rano zebraliśmy się w pomieszczeniu z dala od miejsca rytuału, by podzielić się tym, jak czuliśmy się w rytualnej przestrzeni z innymi, a zwłaszcza jak przeżywaliśmy żałobę. Dla większości była to jedna z najbardziej satysfakcjonujących rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobili. Wciąż byli zaskoczeni tym, jak głęboko w to weszli i zdumieni ilością żalu, który uwolnili. Znalazło się oczywiście kilku, którzy nie potrafili się temu oddać, ale nawet oni byli zdumieni tym, czego byli świadkami u innych, do tego stopnia, że żałowali własnej niezdolności do wyrażenia smutku. Kiedy uważnie słuchałem słów każdej osoby, zdałem sobie sprawę, jak otwarta była atmosfera na sali w porównaniu do napięcia poprzedniego dnia. Ludzie żartowali ze sobą. W pokoju było dużo humoru. Dziękowali sobie nawzajem za wzajemne wsparcie i wyrażali wdzięczność za możliwość wzięcia udziału w czymś tak potężnym. Było oczywiste, że grupa przyjęła Ducha.
UZDROWIENIE, TOŻSAMOŚĆ I SPOŁECZNOŚĆ
Co skłoniło tych ludzi do poszukiwania uzdrowienia? W moim odczuciu potrzeba uzdrowienia na Zachodzie jest zakorzeniona w kryzysie osobistej tożsamości i celu. Niezależnie od tego, czy wychowali się w rdzennej, czy nowoczesnej kulturze, są dwie rzeczy, których ludzie pragną: pełna realizacja wrodzonych darów oraz przyjęcie, potwierdzenie i uznanie tych darów. Na Zachodzie jest niezliczona liczba ludzi, których wysiłki idą niestety na marne, gdyż nie mają oni możliwości wyrażenia swojego niepowtarzalnego geniuszu. W psychice takich ludzi zamieszkuje wewnętrzna moc i autorytet, które nie błyszczą, ponieważ otaczający ich świat jest na nie ślepy.
Oznacza to, że nasz własny wewnętrzny autorytet potrzebuje paliwa zewnętrznego uznania, by inspirować nas do wypełnienia naszego życiowego celu, a dopóki tak się nie stanie, czekamy w paraliżu na zbawczą reakcję społeczną, która uwolni nas z lochu anonimowości. Nasze własne potwierdzenie lub uznanie nas samych nie wystarczy. Potrzeba bycia uznanym przez społeczeństwo jest tak pierwotna, że jeśli nie dzieje się to w wiosce, mieście lub sąsiedztwie, ludzie będą jej szukać. Dla wielu osób wsparcie oferowane przez rdzenny rytuał zaspokaja duszę, zapewniając jej poczucie połączenia z większym wymiarem.
Kryzys tożsamości i celu, jaki pali nas od wewnątrz, rzadko daje się go ugasić wizytą w biurze planowania kariery, ukończeniem prestiżowej szkoły, a nawet latami udanej pracy zawodowej. Jest to próżnia, która grozi wymazaniem znaczenia wszystkiego, co ludzie robią. Znajduje ona odzwierciedlenie w atrakcyjności rdzennych rytuałów dla wielu ludzi Zachodu. Romantyczne podejście do rdzennego świata wywołuje u niektórych poszukiwaczy poczucie głębokiego dyskomfortu z powodu nieprzeżycia rytualnej inicjacji, jakiej doświadczyli ich odpowiednicy w rdzennym świecie.
Należy być może podkreślić, że ludzie Zachodu często nie doceniają głębi własnej wiedzy i doświadczenia życiowego. Wielu zgodziłoby się, że życie na Zachodzie niesie ze sobą własne niebezpieczeństwa, podobne do tych, na które wystawiona jest afrykańska młodzież podczas rytuałów inicjacji. Ludzie Zachodu spotykają się z tragediami, zmagają się mocami wykraczającymi poza ich możliwości oraz z wyzwaniami, które wszystkie stanowią okazję do rozwoju i transformacji. Wyzwania te należy uznać za inicjacyjne, nawet jeśli inicjacja ta jest zdezorganizowana, nieprzewidywalna i nieformalna, w przeciwieństwie do starannie zaaranżowanych wyzwań inicjacyjnych organizowanych rdzennym ludziom. Ludzie Zachodu, podobnie jak ich rdzenni odpowiednicy, doświadczają inicjacji w takiej czy innej formie i w sposób ciągły przez całe życie. Osoba, która zostaje zwolniona z pracy, staje przed zmieniającym życie wyzwaniem, które należy uznać za inicjacyjne. Para stojąca w obliczu kryzysu w związku, takiego jak separacja lub rozwód, znajduje się na inicjacyjnej ścieżce. Inicjacja jest po prostu zestawem wyzwań stawianych przed jednostką, by mogła się rozwijać. W związku z tym kłopoty, które napotykamy na naszych ścieżkach we współczesnym świecie, są w istocie inicjacyjne do takiego stopnia, do jakiego każdy z nich zmienia życie.
To, czego brakuje w tym bogatym doświadczeniu życiowym, to społeczności, która, obserwując rozwój jednostki, uznałaby, że dana osoba przeszła przez proces inicjacyjny. Nie byłby to rodzaj certyfikatu, który daje prawo do kontynuowania kariery, lecz zwykły akt widzenia i reagowania, który umożliwia osobie w okresie potężnego wzrostu obserwowanie głosów wewnątrz potwierdzonych głosami społeczności z zewnątrz. Problemem dla ludzi Zachodu jest nie tyle brak inicjacji, co brak społeczności, która mogłaby rozpoznać przejścia inicjacyjne. Życie plemienne pełne jest publicznych inicjacji rytualnych, wyznaczających różne etapy życia. Od rytuałów narodzin po rytuały pogrzebowe po śmierci, podróż życiową każdego wyraźnie wyznaczają kamienie milowe rytuałów transformacyjnych. W zakresie, w jakim rytuały te stanowią wyzwanie i wiążą się z trudnościami, można je porównać do wyzwań, jakie życie stawia przed ludźmi w świecie Zachodu.
Chociaż w dalszej części tej książki przyjrzymy się dynamice społeczności, chciałbym w tym miejscu podkreślić, że tam, gdzie brakuje mentorów i starszych, a inicjacja w takiej czy innej formie nie jest uznawana, nie może istnieć system wsparcia zdolny do ograniczenia intensywnego poczucia samotności, które nawiedza psychikę współczesnego człowieka. Tylko bycie częścią społeczności może zaradzić samotności współczesnych ludzi.
Odkryłem jednak, że wielu ludzi Zachodu ma silny opór przed dołączaniem do społeczności z powodu wszystkich wad widocznych w intencjonalnych społecznościach, z którymi się spotkali. Część tego oporu wynika być może z rozczarowanego idealizmu, żądania, by wspólnota była doskonała. W istocie intencjonalna społeczność na Zachodzie jest miejscem, w którym ludzie zgadzają się pracować nad tym, by stać się lepiej połączonymi ze sobą. Nawet rdzenne społeczności, które często wychwalamy, są dalekie od doskonałości. Z pewnością oferują wiele w zakresie utrzymywania więzi zarówno z innymi ludźmi, jak i z Duchem i Innym Światem. Jednak w pogoni za Duchem często zapominają o integrowaniu go z materią, stąd ich niedostatek w zaspakajaniu podstawowych materialnych potrzeb życiowych.
Opór ludzi wobec społeczności na Zachodzie może również wynikać z nierozwiniętego poczucia siebie jako osoby. Ktoś, kto wierzy, że społeczność ludzi istnieje po to, by zaspokajać jego potrzeby bez konieczności dawania czegokolwiek w zamian, prawdopodobnie nigdy nie znajdzie odpowiedniej społeczności. W tym przypadku opór powstaje z powodu starych, niezaspokojonych potrzeb psychicznych. Ponieważ dawanie jest modus operandi społeczności, odpowiednia duchowa i emocjonalna klarowność wewnątrz niej jest niezbędna do ustanowienia poczucia przynależności. W przeciwnym razie ludzie będą mieli tendencję do poszukiwania Ducha przy użyciu tych samych kompulsywnych metod, których używają do poszukiwania dóbr materialnych.
DUCH I UZDRAWIANIE
Ponieważ uzdrawianie w rdzennym świecie obejmuje wymiar Ducha, definicje choroby rozciągają się również na niewidzialne światy umysłu i Ducha. Kiedy mój młodszy brat wyjechał na studia do Wagadugu, miał ogromne problemy ze zrozumieniem tego, czego miał się uczyć. Natychmiast pojął, że jest chory i że mogą mu pomóc raczej plemienni szamani niż nauczyciele. Wrócił więc do wioski na konsultację. Skąd wiedział, że jest chory? Ponieważ niezdolność do postrzegania i rozumienia jest dla rdzennych objawem choroby. Jeśli psychika jest nieuporządkowana, zaburzona, przeładowana lub niewydolna, tworzą się blokady uniemożliwiające rozumienie rzeczy i zapamiętywanie. Otwarcie kanałów w tobie, tak by energia, której potrzebujesz, mogła swobodnie przepływać, nie jest zadaniem nauczyciela, lecz szamana. Szaman, który może nie wiedzieć nic o czytaniu, pisaniu, matematyce czy fizyce, znajdzie sposób na dostrojenie mózgu i energetyczne skonfigurowanie ucznia tak, aby mógł on przyswajać materiał.
Inną formą tej choroby jest niezdolność do akceptowania lub choćby tolerowania tych, którzy się od nas różnią. Co gorsza, niezdolność ta zachęca do podejrzliwości, strachu i niechęci. Jest to zatem choroba zbiorowej psychiki, wybuchająca, gdy różne kultury nie rozumieją się nawzajem. Na przestrzeni dziejów ludzkość wielokrotnie nękała ta psychiczna zaraza, powodując na świecie wiele cierpienia i rozczarowań.
Metody uzdrawiania muszą uwzględniać stan energetycznego lub duchowego chaosu, gdyż właśnie poprzez niego wpływa się na stan fizyczny. Jeśli skupisz się tylko na fizycznym odwzorowaniu zaburzeń energetycznych leżących u podstaw problemu, zignorujesz faktyczne źródło choroby fizycznej. Jeśli zajmiesz się tylko problemem fizycznym, być może uda ci się go wyleczyć, zapewniając chwilowe poczucie zwycięstwa nad osłabieniem – jednak takie działanie zaprzecza potrzebom energii, potrzebie zharmonizowania Ducha, koniecznych dla trwałego uzdrowienia. Prędzej czy później zaburzona energia znajdzie nowy sposób wpływania na ciało fizyczne, często w inny i bardziej zjadliwy sposób niż z początku. Jeśli zamiast tego zajmiesz się energią umysłu i ducha, których stan wpływa na ciało fizyczne, prawdopodobnie naprawdę się wyleczysz. Dlatego też, zgodnie z mądrością rdzennych koncepcji uzdrawiania, każda kuracja musi rozpocząć się od rozwiązania problemów energetycznych, a rytuał jest tyglem, w którym zachodzi ta przemiana i uleczenie.
UZDRAWIANIE I ŚWIADOMOŚĆ
Rytuał ma na celu poszerzenie świadomości, ponieważ świadomość istnienia rzeczywistości poza namacalnym światem, w którym żyjemy, jest jednym z kluczy do przemiany jednostki. Rytuał może uwolnić człowieka od sztywności tej części ego, która chce ograniczać rozwój i zdobywanie doświadczeń. Teren ludzkiej świadomości jest bardzo rozległy, niemal nieograniczony. Szaman z mojej wioski powiedział mi kiedyś: „Nasze umysły wiedzą więcej, niż chcemy i jesteśmy w stanie przyznać. Jesteśmy świadkami wielu więcej rzeczy, niż jesteśmy skłonni zaakceptować. Duch i umysł są jednością. Ich widzenie jest szersze, o wiele dalsze niż to, którego doświadczamy w zwykłym świecie”. Jeśli coś pojawia się w naszym życiu, a my temu zaprzeczamy, określając to jako niemożliwe, mamy do czynienia z – jak zinterpretowałby to rdzenny starszy –przejawem sztywności w obliczu nowych możliwości. W umyśle wieśniaka to, co nierealne, jest po prostu nową i jeszcze niepotwierdzoną rzeczywistością w słowniku świadomości. Została nam ona przyniesiona przez przodków. Wystarczy odrobina gościnności, by stała się częścią nas. Krótko mówiąc, rdzenny umysł nie uznaje niemożliwości. Definiuje siebie poprzez nieodrzucanie tego, co nieznane, i dlatego rozwija się dzięki tajemnicom i magii. Taki umysł pozostawia dużo miejsca niewidzialnemu, ponieważ niewidzialne dzierży klucz do mądrości wszechświata.
Z czasem taka świadomość zaczyna dostrzegać i szanować znajdujące się w cieniu i ukryte części nas samych – te, które są niewidoczne. Jest coś takiego jak osoba duchowa i osoba fizyczna, jednak zbyt często istota fizyczna jest tak oderwana od ducha, że człowiek czuje się wewnętrznie rozdwojony. Świadomość powinna ostatecznie prowadzić do próby połączenia tych dwóch części człowieka tak, by stały się jednością.
Samo w sobie ciało fizyczne nie może zdążać w żadnym kierunku w tym życiu, ważne jest zatem, aby uznać je za przedłużenie ducha, ducha zaś za przedłużenie ciała. Oba są nierozłączne, a komunikacja między nimi odbywa się w obie strony. Nie jest to nic nadprzyrodzonego, tak po prostu sprawy się mają. Trochę tak, jakbyśmy podczas naszego życia dryfowali w kosmosie, jak astronauta krążący wokół Ziemi, który musi pozostawać w kontakcie z bazą, przekazującą mu informację, jak ma nawigować i manewrować. My powinniśmy czynić podobnie. Nasza baza znajduje się w Świecie Ducha, a rytuał pomaga nam ponownie otworzyć kanał do tego świata. To dlatego rdzenny umysł widzi Ducha lub potencjał istnienia Ducha w każdym przedmiocie. Jesteśmy spragnieni instrukcji, jak nawigować w często niepewnym dla nas świecie.
RYTUAŁ, PAMIĘĆ I CEL
Rytuał przynosi nie tylko uzdrowienie. Pozwala także odzyskać pamięć i potwierdza cel w życiu każdego człowieka. A w jaki sposób rytuał przywraca pamięć? Kiedy skupiamy uwagę na energetycznych aspektach jednostek i przyrody, które nas ożywiają i motywują, stajemy się świadomi obrazów i doznań emocjonalnych, które są niezwykłe, bardzo przekonujące, a w rezultacie wymagają od nas i pochłaniają ogromną ilości uwagi. Wewnątrz rytuału i świętej przestrzeni, w której tkane są energie, ludzka wyobraźnia i świadomość mogą przenosić się w czasie wstecz i do przodu. To tak, jakby przebudzona psychika kierowała się ku tym materiałom, których nie potrafi przywołać w inny sposób. Jest to szamańska podróż, która może być bardzo użytecznym narzędziem w badaniu głębin czasu i przestrzeni, bez konieczności wydatkowania energii i fizycznego poruszania się. Rodzaj pamięci, o którym tutaj mówimy, jest czymś bardzo osobistym, bardzo przekonującym i bardzo transformującym.
Pamiętam białego mężczyznę, który brał udział w rytuale w stylu afrykańskim, odbywającym się w Anglii. Poproszono go, by podczas rytuału grał na djembe. Grał na bębnie bez przerwy przez prawie dziesięć godzin. Później powiedział, że po kilku godzinach znalazł się w afrykańskiej wiosce, grając na bębnach ze społecznością jej mieszkańców, a energia była tak silna, że nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu. Jak można wyjaśnić to inaczej aniżeli stwierdzeniem, że rytuał przywołał coś, co pozwoliło temu człowiekowi zanurzyć się w miejscu pamięci, gdzie przypomniał sobie, dlaczego tak dobrze potrafi grać na bębnie? Innymi słowy, robił już to wcześniej. Idea ta nie jest czymś zupełnie nowym w historii myśli zachodniej. Na przykład Arystoteles w swoich dyskursach logicznych postuluje, że matematyk potrafi doskonale zrozumieć matematykę tylko wtedy, gdy pierwotnie leży to w jego naturze, jeśli istnieje jakieś wspomnienie, na którym można zbudować cały późniejszy trening i edukację. W rozumieniu większości rdzennych mieszkańców nauka to nic innego niż przypominanie sobie tego, co się już wie.
Cel człowieka, którego wśród rdzennych mieszkańców nie odnajduje się, lecz sobie przypomina, jest powiązany zarówno ze światem fizycznym, jak i ze Światem Ducha. Zwracamy się ku Światu Ducha w poszukiwaniu najdoskonalszego pomocnika, który wesprze jednostkę w wypełnianiu jej celu. Ducha tego postrzega się jako coś podobnego do tego, za co na Zachodzie uważa się anioła stróża i nazywa Siurą. Zwracamy się do świata fizycznego, społeczności ludzi, o pomoc w przypominaniu nam w naszym celu. Cel nie jest czymś, co jest przypisane danej osobie przez jej społeczność. Jest czymś, co jednostka określiła i wyartykułowała zanim jeszcze dołączyła do społeczności. Cel ten znany jest wiosce jeszcze przed narodzinami człowieka.
W naszej wiosce wszyscy są podekscytowani, gdy któraś kobieta zachodzi w ciążę. Wszyscy zadają sobie pytanie: „Dlaczego tę osobę przysłano do nas właśnie teraz? Jakie dary, których potrzebuje nasza społeczność, przyniesie ze sobą?”. Aby odpowiedzieć na te pytania, odprawiany jest specjalny rytuał. Doświadczeni szamani spotykają się z ciężarną i wprowadzają ją w stan hipnozy. Kontaktują się z siłą życiową stojącą za płodem i proszą ją, by przemówiła głosem matki. Następnie szamani rozmawiają z płodem, pytając go, dlaczego przychodzi na świat i jaką pracę zamierza wykonać. Płód odpowiada w sposób, który sugeruje, że dana osoba najpierw przedstawiła propozycję celu swego życia czemuś w rodzaju rady starszych w Świecie Ducha. Gdy rada ta zatwierdza taką propozycję, daje jednostce pozwolenie na narodziny w ciele fizycznym. W ten sposób społeczność ludzi witających niemowlę ma pewne pojęcie o intencjach przychodzącej na świat osoby na całe jej życie. Następnie obowiązkiem społeczności jest pomaganie tej osobie w pamiętaniu i skupianiu się na wybranym przez nią celu życia.
Jeśli nie można przeprowadzić rytuału i skorzystać ze świętej metody przepowiadania celu, cel jednostki można określić, starając się dostrzec, do czego dana osoba czuje naturalny pociąg. Pewne rzeczy, takie jak sztuka, wzornictwo, budownictwo lub opowiadanie historii, wywołują w takiej osobie pewne podekscytowanie. Właśnie to uczucie jest kluczem do określenia jej celu. Dlatego nie jest konieczne, by ludzie we współczesnym świecie udawali się do jakiegoś mędrca lub autorytetu, by orzekł, jaki cel został im przypisany. Przywództwo, którego potrzebują, leży w ich własnym związku ze światem Ducha i przodków. Twój cel jest powiązany i monitorowany przez duchy w świecie niewidzialnym. Świat niewidzialny, świat duchów przodków, dopuścił twój cel, dając ci prawo do posiadania fizycznego ciała i świadomości potrzebnej do istnienia w tym materialnym świecie.
Twój Siura stoi za tobą, starając się pracować z tobą tak blisko, jak to możliwe, by utrzymać cię na ścieżce celu, przemawiając do ciebie poprzez twoje inspiracje, sny i instynkty. Od czasu do czasu właściwe jest składanie na ołtarzu przodków lub innym ołtarzu ofiar Siurze jako wyrazu uznania dla pracowitości i przywództwa, które wykazuje w kierunku twojego celu.
Cel zaczyna się od jednostki, a suma celów wszystkich jednostek tworzy cel społeczności. Społeczność bierze zatem na siebie odpowiedzialność za opiekę i ochronę jednostki, ponieważ jednostka, znając swój cel, inwestuje energię w utrzymanie społeczności. Ma tu miejsce pewna wzajemność, ponieważ społeczność uznaje, że jej własna witalność opiera się na wsparciu i ochronie każdej jednostki, zwłaszcza na ciągłym wsparciu i przypominaniu każdemu jego celu. Jednostka, wiedząc o tym, dostarcza z kolei społeczności dary, które społeczność z powodzeniem w niej obudziła.
Obecność społeczności, która budzi w nas nasze dary, jest konieczna, ponieważ proces narodzin wymazuje pamięć tego, po co tu przybyliśmy. Ślepota zaś, jakiej doświadczamy względem swego celu, jest procesem postępującym. Na wczesnym etapie życia wciąż jeszcze jesteśmy w miejscu, w którym czujemy, że możemy coś zrobić. Witalność i entuzjazm dzieci przypominają siły, które skłoniły je do przybycia tutaj. Oczywiście chłód tego świata i dość wyraźna wrogość, z jaką większość z nas się spotyka, próbując przetrwać, zniechęcają nas do celu, którym pierwotnie byliśmy tak zachwyceni. Nawet w rdzennym kontekście istnieje potrzeba rytuału, by mieć pewność, że szkody wyrządzone przez społeczeństwo, psujące nasz entuzjazm, zostaną naprawione tak, by można w pełni skierować się ku celowi. Narodziny na tym świecie to trudne doświadczenie. Entuzjazm, który ze sobą przynosisz, może zostać zdławiony i radykalnie zdeformowany po prostu dlatego, że tutaj jesteś. Szczególnie trudny jest czas fizjologicznej przemiany okresu dorastania, co odbija się na poczuciu celu, wliczając w to zapominanie. Wszystkie te zmiany w okresie dojrzewania mają głęboki wpływ na dynamikę relacji, zarówno ze światem niewidzialnym, jak i światem, który widzimy.
Co więcej, dla większości młodych ludzi konkretność świata widzialnego wpływa na postrzeganie świata niewidzialnego. Rozróżnianie zaczyna się, gdy się mówi, że tego czy tamtego można dotknąć, a wówczas namacalna rzeczywistość zaczyna wypierać rzeczywistość niematerialną. Jeśli nie ma się sposobności doświadczyć wspólnotowego rytuału, staje się podatnym na oddalanie się od Ducha, aż do śmierci. Fizjologiczne oznaki dojrzewania wyznaczają czas, w którym wymagany jest szczególny rodzaj rytuału, mający na celu ponowne połączenie człowieka ze światem duchów i ich celem, i to właśnie nazywamy inicjacją. W dalszej części książki będziemy mówić więcej o rytuałach inicjacji, ale na razie ważne jest to, że wszelkiego rodzaju rytuały pomagają obudzić intensywność, która nas tu przywiodła. Uczynienie rytuału częścią codziennego życia pomaga ożywić tę intensywność, utrzymującą nas na ścieżce naszego celu.
W późniejszych rozdziałach, w których omawiamy, jak przeprowadzać rytuały, nie uwzględniono wielu szczegółów dotyczących tego, co należy zawrzeć w rytuale. Ze swej natury rytuał jest działaniem wspólnotowym i aktem tworzenia. Uczestniczące w nim osoby muszą same opracować jego szczegóły, dopasowując je do konkretnej potrzeby, która ma zostać zaspokojona. Rytuał powinien wytworzyć pewien rodzaj energii, która może objąć zaangażowane osoby, pozwalając im poszerzyć świadomość i przejść transformację niezbędną do uzdrowienia. Rytuał nie jest sztywny. Sam fakt bycia człowiekiem czyni nas autorytetami w dziedzinie tworzenia rytuałów.
Jeśli ludzie znają problem, przed którym stoją, potrafią opracować rytuał, który pomoże im z nim sobie poradzić. Przepis, który ktoś przyniesie z innego miejsca, się nie sprawdzi. Jeśli zaczniesz od zaufania do siebie i swojej zdolności do symbolicznego rozwiązania problemu, prawdopodobnie pogłębisz swoje doświadczenie w tworzeniu rytuałów. Nie ma na to książek z przepisami i nie ma też potrzeby, by jakiś mistrz patrzył ci przez ramię podczas opracowywania rytuału. Rytuały nie lubią, by wykonywać je w ten sam sposób dwa razy. Wolą raczej odzwierciedlać wszechstronność ludzkiej wyobraźni niż jej moc kreowania stagnacji i sztywności. Weź po prostu pod uwagę topografię miejsca, w którym się znajdujesz, miejsce w czasie, naturę problemu i naturę społeczności ludzi i duchów, które przywołuje się do rytuału, a uda ci się stworzyć coś, co będzie bardzo transformujące. Rytuał jest hołdem dla ludzkiej zdolności tworzenia, przypominania i wyobrażania sobie, a także wykorzystywania wyobraźni dla dobra społeczności. Jedną z największych barier dla przywoływania z pamięci wspomnień i korzystania z wyobraźni jest brak zaufania do samego siebie, ponieważ jeśli nie ufasz swej zdolności przekształcenia tego, co należy zmienić, będziesz czekać, aż przyjdzie ktoś inny i wykona tę pracę za ciebie. Prowadzi to do ciągłego stanu zależności od zewnętrznego autorytetu, chociaż środki do osiągnięcia tego, czego pragniesz, masz w sobie.
Rytuał, społeczność i uzdrawianie – te trzy w rdzennym świecie są ze sobą tak powiązane, że nie można mówić o jednym, nie odnosząc się do pozostałych. Wspólnie opracowany rytuał pomaga jednostce pamiętać o jej celu, a pamiętanie o nim przynosi uzdrowienie zarówno jednostce, jak i społeczności. Społeczność istnieje po części po to, by chronić cel każdej osoby w jej obrębie i obudzić pamięć o tym celu poprzez uznanie niepowtarzalnych darów, które każda osoba wnosi do tego świata. Uzdrowienie następuje, gdy jednostka pamięta swoją tożsamość – cel wybrany w świecie mądrości przodków – i ponownie łączy się ze światem Ducha. Ludzie tęsknią za połączeniem, a nasze poczucie bycia przydatnymi wynika z poczucia więzi. Kiedy jesteśmy połączeni z naszym własnym celem, z otaczająca nas społecznością i z duchową mądrością, umiemy żyć i działać z autentyczną skutecznością.
Aby rytuał mógł zamanifestować swoją pełną moc, musi być połączony ze światem przyrody i do tego tematu teraz przejdziemy. Zwrócenie uwagi na świat Ducha dla rdzennych ludzi oznacza zwrócenie uwagi na teren, na którym się znajdują. Dlatego dobrze byłoby spróbować zrozumieć, jak rdzenny człowiek doświadcza przyrody.